PaszczaK |
Wysłany: Piątek 15:26:53, 23 Lut 2007 Temat postu: |
|
No więc ten tego... naskrobałem ostatnio conieco:)
Troche urwane, ale jak mnie najdzie i dopisze reszte to wrzuce:D
Nie czas, a jednak już
Amon obudził się. Zasłony w oknach były już otwarte. Słońce wypełniło całą komnatę. Na krześle obok łóżka siedział Refor. Jego oczy były zmęczone i smutne, a patrzył prosto na chłopaka. Ten bardzo się speszył. Milczeli przez chwile, po czym Amon odezwał się pierwszy:
- Ja… przepraszam… nie chciałem tego wczoraj powiedzieć… nie gniewaj się… naprawdę… zjem i idziemy postrzelać.
- Nie o tym myślę chłopcze. – wziął głęboki oddech
- Nie rozumiem. – zmarszczył się Amon.
- Ubieraj się. Książe chcę Cię widzieć. – powiedział drapiąc się po szyi.
- Tylko się um….
- Nie. Teraz.
- Dobrze.
W Sali tronowej panował zamęt jakiego jeszcze w Genusis nie widział. Służba wnosiła do sali kufry, tobołki i zakurzone księgi. Co chwile ktoś podbiegał do księcia i o coś go pytał. Iliah stał nad rozłożoną mapą przy wielkim dębowym stole. Pił szybko wino z dużego, srebrnego kielicha. Któryś z służących wbiegł do komnaty targając zbroje. Potknął się i wszystko się rozpadło. Książe nawet nie podniósł głowy. Wyjął tylko spod mapy pergamin. Przeczytał go i spojrzał raz jeszcze na mapę, potem głośno krzyknął:
- Godzina!! – służba zaczęła uwijać się ze swoimi obowiązkami jeszcze szybciej. Iliah postawił z hukiem butelkę z winem na zegarze słonecznym przy oknie, tak by za godzinę cień na nią padał.
- Panie. Przyprowadziłem go. Ale nadal uważam…
- Refor! Proszę cię… to tylko utrudni całą sytuacje. – Przerwał mężczyźnie elf. Refor załamał ręce i nie powiedział nic więcej. – Amorithornie. – rozpoczął książę – Wiem, że to wszystko jest jeszcze dla ciebie nowe, ale dziś wyruszysz na bardzo ważną wyprawę. – Iliah chwycił go za ramie i zbliżył się do niego – Dziś obydwoje mamy rozpocząć swoje misje. Jedziemy w dwie strony. Każdy z nas ma zrobić coś równie ważnego. Ja o swojej misji Ci nie powiem. Powiem za to tobie o twojej. – Chłopak miał szeroko otwarte oczy. Już widział scenę w której musi wejść do prastarego grobowca i wybić tamtejsze szkarady. Już widział te potwory i czuł ten strach. Serce też czuło. Waliło jak młotem. – Pójdziesz do puszczy. Znajdziesz swój Ellirth…
- Panie, czy ja jestem na pewno gotowy? – powiedział cicho i nieśmiało Amon.
- Wierze w Ciebie. Surte mines, surte sumith. – szepnął Książę.
Amon stał przerażony tym co usłyszał. Spojrzał na Refora. Ten popatrzył na niego smutno i pokręcił głową spuszczając ją w dół. To chłopaka nie pocieszyło. Wyglądnął przez okno. Miasto budziło się do życia.
- Nie czekaj. Zbieraj się i ruszajcie. – powiedział Iliah.
Razem z Reforem zabrał prowiant, broń, najlepsze konie ze stajni. I zostawili to wszystko przed wejściem do zamku. Poszli jeszcze raz do Sali tronowej. Prawie cały czas milczeli. Refor mówił tylko co Amon ma zabierać, a czego nie. W sali tronowej nie było już kufrów, skrzyń i służby. Książe obrany i gotowy do drogi stał nadal nad tą samą mapą, przy tym samy stole. Butelka po winie prawie cała przykryta była cieniem. Iliah znowu wyjął pergamin, znowu go przeczytał.
- Ruszamy. – powiedział i podniósł cos ze stołu. Odwrócił się do nich i uniósł wielki amulet. Był to smok wyrzeźbiony z niebieskiego kamienia szlachetnego, ten sam, który widniał na tarczach czy flagach w Genusis. Wisiał on na złotym łańcuchu. Książę zawiesił amulet na szyi i powiedział:
- Czas… Czas już by spróbować… Powodzenia Amorithornie. Reforze, mój przyjacielu, miej na niego oko. Macie moje błogosławieństwo.
- Tak będzie. Dziękujemy. – mężczyzna ukłonił się.
Elf minął ich i prawie wybiegł z komnaty. Jego szaty leciały za nim rozwiane powiewem prędkości.
- Teraz my. Teraz czas na nas… czas na mnie raczej…
- Tak. – powiedział Refor kładąc rękę na ramieniu chłopca. Wyglądali przez okno pustej sali tronowej. Bo brukowanych uliczkach chodzili już najwcześniej wstający mieszkańcy Genusis. Na głównej ulicy wszystkie elfy przyparły do ścian budynków i skłoniły głowy. Środkiem, pędząc jak przed ogniem, gnał książęcy orszak. Flagi i sztandary trzepotały głośno unosząc się w górę i w dół, w rytm galopu.
Nie zamieniając ze sobą ani słowa Amon i Refor zeszli na dół i wsiedli na swoje konie. Ruszyli spokojnie jedną z bocznych uliczek. Zabrali ze sobą bardzo dużo prowiantu. Amon poczuł, że zaczyna mieć obawy i zaczynają się pytania. Wyjął piersiówkę i pociągnął łyk hentaru. Napój elfów przepędził czarne chmury znad jego umysłu. Bolały go plecy, bo pierwszy raz jechał na koniu. Koń Refora prowadził konia Amona. Skręcili w lewo i znaleźli się na głównej ulicy. Przed sobą zobaczyli Wielką Bramę, która sprawiała wrażenie otwartej paszczy potwora. Wieże obronne bramy były dwa razy wyższe niż mury. Wszędzie krążyli strażnicy. Na wrotach wyrzeźbione być mogło nic innego, jak tylko godło miasta, smok.
- Refor! – usłyszał chłopak za plecami. Odwrócił się. – Refor! Nareszcie was znalazłem, na szczęście. Amorithorn! Jak się czujesz?!
- Dobrze panie.
- Serfilirirze, nie mamy czasu. – odparł spokojnie Refor.
- Iliah - co go napadło?! Czy on w ogóle wie… Co on sobie wyobraża!? Nawet nas nie zapytał! – krzyknął mag, a z jego laski zaczęły strzelać małe błyskawice.
- Wybacz, musimy jechać. – ciągnął mężczyzna.
- Pojadę kawałek z wami. Amorithornie, skoro już książę posłał cię na tą wyprawę to powinieneś co nieco o niej wiedzieć!
- Ja mu powiem wszystko. – przerwał Refor.
- Wybacz, ale ja się lepiej na tym znam.
- Spierałbym się!
Refor i Serfilir zaczęli się kłócić, ale Amon ich nie słuchał. Zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy wyjedzie poza granice Genusis. Kiedy przejeżdżali przez bramę strażnicy stanęli na baczność. Byli już za wrotami, chłopak zaczął się rozglądać. Z zewnątrz mury wyglądały jeszcze masywniej. Przed nimi rozciągały się pola i mały las. Amon znów zaczął słuchać.
- O co ty się w ogóle kłócisz, co?! – krzyczał Refor.
- Zajmij się swoimi sprawami! – ripostował mag.
- Może lepiej powiedz, o co ci chodzi?!
- Może ty lepiej nie wtykaj nosa nie tam gdzie nie powinieneś?!
- A może przestaniecie się kłócić?! – przerwał sprzeczkę Amon. Elf spojrzał na człowieka z wyrzutem i zaczął:
- Amorithornie, musisz wiedzieć gdzie jedziesz i po co jedziesz. Zaginiona Puszcza to miejsce przesiąknięte magią. Jest tak gąbka pełna wody. Tam się dzieją dziwne rzeczy. Musisz być odporny, nie pozwól by wszystko cię zaskakiwało. Spróbuj zrozumieć to, co widzisz. Wiedz, że nie wszystko, co wydaje ci się zagrożeniem musi nim być. To jest miejsce, w którym musisz zaufać sercu i intuicji. Zdrowy rozsądek nie pomoże ci przetrwać. Więcej wskazówek da ci Refor. Powiem, ci teraz o najważniejszym. Uważam, że jesteś kompletnie nie przygotowany na szukanie Ellirthu i nie powinieneś tam jechać. Ale skoro musi już tak być to musisz wiedzieć, jak go szukać. Nie masz przeczesywać krzaków i zarośli. Musisz iść przed siebie, tam gdzie prowadzi cię serce i tylko tam! Aż nadejdzie taka chwila, kiedy poczujesz, że coś dotyka twojego umysłu, że coś otwiera drogę. Wtedy idź tą drogą, nie zbaczaj, idź dokładnie tam gdzie umysł Cię prowadzi. Skup się i idź, a znajdziesz to czego szukasz. Wiem, że wydaje ci się to dziwne, ale tak będzie. Nie wykluczone, że zerwie się połączenie z umysłem, nie załamuj się, szukaj dalej, a gdy znów się odezwie, znajdź go. Pamiętaj, że nie możesz wracać do Melleru, dopóki nie znajdziesz Ellirthu. Nie możesz! Teraz pytania.
- Yyy… będę tam sam… jak mi się coś stanie i nie wrócę… znaczy się… boje się tego co tam na mnie czeka. – wydukał Amon.
- Zaraz skontaktuje się z Leśnymi Braćmi, którzy będą ci pomagali, zawsze, gdy będziesz tego potrzebował.
- Co będzie, jeśli nie znajde?
- Znajdziesz.
- Ale jeśli…
- Znajdziesz! – tym razem odezwał się Refor. Patrzył przed siebie, daleko.
- Wracam. Powodzenia Amorithornie, powodzenia… Surte mines, surte sumith. – powiedział Serfilir, spojrzał chłopakowi w oczy i pogalopował w stronę miasta.
Dwaj kompanie jechali w ciszy aż do wieczora. Zatrzymali się przy kilku skałach, które chronić ich miały, przed ewentualnych deszczem. Refor rozpalił ognisko i rozłożył posłanie. Amon siedział skulony, rękoma obejmując kolana, rozgrzewały go tańczące płomienie. Refor usiadł naprzeciwko niego. Obydwoje patrzyli w ogień.
- Zostały nam maksymalnie dwa dni drogi, to nie jest tak daleko jak się wydaje. Dwie następne noce spędzimy w wioskach. – powiedział Refor.
- Wolałbym jechać jeszcze dwa miesiące. – odparł Amon.
- Wiem, co czujesz… Poradzisz sobie. Przez te dwa dni nauczę cię tyle ile zdołam o przetrwaniu w puszczy.
- Dziękuje.
- Uda ci się, na pewno.
- Na pewno… - szepnął i położył się spać.
Noc była ciepła i bezdeszczowa. Amonowi śniła się Zaginiona Puszcza i wilki, które go gryzły. Potem widział jeszcze węże, gobliny i duchy. Żaden ze snów nie był przyjemny. Obudziły go śpiewy ptaków. Otworzył oczy i przetarł je kilka razy. Było mu strasznie sucho w gardle, więc wypił kilka łyków z piersiówki. Przy tlącym się jeszcze żarze leżał tylko on, Refora nie było. Położył się jeszcze i zamknął oczy. Nagle coś uderzyło go w głowę. Nerwowo się podniósł i zobaczył koło siebie mały patyk. Łup. Znowu coś odbiło się od jego czupryny.
- Wstawaj! – krzyknął Refor, który siedział na skale ponad ogniskiem.
- Zebrało ci się na dowcipy znowu. – wyraził swoje niezadowolenie Amon.
- Ruszamy. – powiedział mężczyzna i zniknął, by po chwili przyjść zza skał.
Wjechali do młodego, pełnego soczystej zieleni lasu. Trakt, po którym jechali bym uczęszczany. Jechali zaledwie godzinę, a już minęli dwa wozy.
- Jak tam było, na wojnie? – spytał Amon.
- I okropnie i wspaniale za razem. – powiedział poważnie Refor. – Więź, którą czujesz z resztą oddziału jest piękna, daje siłę i niebywałą odwagę. Ale czarna magia i stwory, które wróg wyciąga z najgłębszych czeluści, to horror.
- Nie o tą wojnę mi chodzi.
- Tamta wojna była tylko okropna. Nie lubię jej wspominać, mimo, że na froncie byłem niedługo.
- A możesz mi coś poopowiadać.
- No dobra, ale co?
- Co robiłeś?
- Na początku pracowałem w jednym ze sztabów na froncie wschodnim, w Łodzi. Potem wszystkich posyłali na front, starców i młodzież też.
- Zabijałeś?
- Tak. Niestety tak. Bałem się jak choroba. Pierwszy raz zabiłem przez przypadek… ale nie chce o tym mówić…
- Nie czułeś tej więzi oddziału? – zapytał marszcząc czoło.
- Nie… jedyne co się wtedy czuje to strach i lęk przed śmiercią. Tam się ginęło w ułamku sekundy. Nie widzisz wroga, nie słyszysz strzału, tylko umierasz. Okropieństwo. Straciłem na wojnie dwóch świetnych kumpli.
- Zabijałeś polaków?
- Tak… - podniósł głowę i spojrzał w niebo.
- Wierzyłeś w te bzdury o żydowskiej winie?
- Walczyłem, bo musiałem. Mój tata był żydem, mama Niemką. Tatę zabrali, mi kazali walczyć. Nie, nie wierzyłem.
Rozmawiali o wojnie i ideologicznych jej problemach aż do pory obiadu, wtedy zatrzymali się na małej polanie. Stał tam też niewielki wóz przykryty płachtą, do którego zaprzęgnięte były dwa konie. O koła siedzieli oparci dwaj mężczyźni. Kiedy ich zobaczyli natychmiast wstali i podbiegli się przywitać.
- Witam! Wy też na handel? Rzadko doprawdy spotyka się tu ludzi. – zaczął niższy z nich. Na brodzie miał długą, paskudną bliznę. Ubrany w schludną tunikę palił fajkę. Miał krótkie, rude włosy.
- Zdecydowanie. – dopowiedział młodszy i wyższy z nich. Miał długą grzywkę, które wchodziła mu na oczy, więc ciągle trząsł głową, żeby odgarnąć włosy.
- Witajcie. Nie, jedziemy na pogranicze Zaginionej Puszczy, w interesach.
- Ah, to wy stąd? Mało naszych mieszka w Mellerze. Ja wole ludzkie towarzystwo. Elfy bawić się nie umieją, hehe – zaśmiał się gromko ten niższy wyjmując fajkę z ust.
- Tak, mieszkamy w Genusis.
- Potężne miasto, racja. – pokiwał głową. – Cóż, na nas czas już. Ogniska nie gasimy w takim bądź razie, skorzystajcie z niego.
- Dziękujemy, na pewno się przyda. – podziękował Refor.
Ludzie wskoczyli na swój wóz, wjechali na drogę i ruszyli w stronę, z której Refor i Amon przybyli.
Chłopak pozbierał chrust, który znalazł w pobliżu i dorzucił do ognia. Wyjął kociołek, warzywa i ruszył w stronę strumienia, który płynął pod traktem. Uklęknął nad wodą i nabrał pełen kociołek. Rozejrzał się i poczuł coś dziwnego. Coś mówiło mu, że to miejsce nie jest zwyczajne. Przyglądał się wodzie i drzewom, ale nic dziwnego nie zauważył. Kiedy wrócił do paleniska, Refor szybko i dokładnie zasypywał je ziemią.
- Co robisz!? – krzyknął Amon.
- Niektórych rzeczy trzeba się nauczyć. W puszczy ogień nie będzie na ciebie czekał. Chodź, nauczysz się rozpalać ognisko.
- Jakbym nie umiał. Dwa krzemienie, hubka, drewno i jest.
- Dobra, a teraz tak- bez hubki z mokrym drzewie i musisz zachować pełną dyskrecje. Umiesz?
- Nie. – powiedział po krótkim namyśle.
- Najpierw wykop dołek. – zaczął Refor.
Po niecałej godzinie w głębokiej na stopę dziurze zatańczyły pierwsze płonienie. Po następnej godzinie dwaj kompanie zajadali się czymś, co zrobił Amon. Było to danie zrobione na warzywach, tylko tyle można było o tym powiedzieć.
- Tolkien! – wykrzyknął Amon tak głośno i spontanicznie, że Refororowi miska, którą trzymał wypadał z rąk.
- Co?! – Zapytał zdenerwowany mężczyzna otrzepując rękawy z warzywnej papki.
- Był taki facet. W naszym świecie. On podczas wojny, siedząc w okopach, napisał książkę, książkę o elfach, krasnoludach, goblinach, pisał o wojnie, o przyjaźni. Jestem pewien, że tu był! Że też tu trafił, a potem wrócił i wszystko opisał. Tak, to ma sens! Trafiłeś tu sam? – zaczął szybko podniecony chłopak.
- Zupełnie sam. Powiedz, o co Ci chodzi dokładnie, bo wiem co zrobił ten Tlakin, ale nie wiem do czego zmierzasz.
- Książkę wydał po wojnie. Ta powieść stała się światowym bestsellerem, a pisał o świecie bardzo podobnym do tego. Wydaje mi się, że i jego tutaj ściągnęli, a potem odesłali. – kontynuował wyjaśnienia.
- Może to był jakiś nie udany przerzut, jak w Twoim przypadku, tylko wcześniej, to znaczy przede mną… czasowo się zgadza… - Refor podparł głowę ręką.
- Wątpię, musiał tu być dłużej, poznać rasy, napatrzeć się dość, by móc je tak dokładnie opisać. – Amon zmarszczył czoło.
- Niemożliwe. Wiedział bym.
- Niziołki! Żyją tu gdzieś niziołki?
- Krążą tylko legendy o małych ludziach, którzy przypłynęli kiedyś zza morza Lelis.
- Legendy mówią coś o bosych stopach?
- Nie mam pojęcia. Być może. – rozłożył ręce Refor.
- A to ci dopiero zagadka, aż mózg paruje. – zaśmiał się Amon, po czym zaczął się pakować.
Wieczorem dojechali do małej wioski położonej między dwoma lasami. Całe popołudnie chłopak słuchał nauk Refora. Dowiedział się między innymi; jak z kupki liści i tego co ma przy sobie zrobić szałas i jak przetrwać bez wody. Plecy bolały go dwa razy bardziej niż poprzedniego wieczora, a do tego był głodny jakby ten dystans przebiegł, a nie przejechał na koniu.
Wjechali przed mała bramę, której strażnicy nawet na nich nie spojrzeli. Refor uważnie przyglądał się każdemu budynkowi. Wioska wyglądałaby na umarłą, gdyby nie światła w oknach, które dawały jakąś oznakę życia.
- O, to tu. – powiedział zatrzymując się przy małym domku. Zsiadł z konia i wyjął z sakiewki pęk kluczy. Bez trudu przekręcił zamek, ale z trudem udało mi się otworzyć drzwi. Zapalił pochodnie i wszedł do środka, a Amon za nim. Był to jedno-izbowy domek, w którym dawno nikt nie był. Śmierdziało tu stęchlizną i kurzem. Refor wetknął pochodnie w szparę między szafami i powiedział rzucając broń i torbę na stół:
- Idę skołować coś do jedzenia. Ty oczyść sienniki, ja zaraz wracam.
- Dobra. – odparł.
Oczy Amona przyzwyczaiły się do ciemności jaka panowała w domu. Pod ścianą stały dwa łóżka. Na środku stał stół, wokół którego unosiła się chmura kurzu, którą wzbił Refor rzucając na blat swoje rzeczy. Przy drugiej ścianie stały dwie szafy. Nad łóżkiem było okno, drugie zastawione było szafami. To było wszystko, reszta wyposażenia to kurz i grzyb.
Amon wyszedł, zdjął wszystko z koni i położył na stole, co sprawiło, że kolejna szara chmura uniosła się w powietrze. Potem ściągnął z sienników koce i poszedł wytrzepać ja na dwór, przy czym mało się nie udusił kurzem. Ułożył koce z powrotem, tak jak były. Usiadł przy stole i patrzył się na pochodnie. Nagle poczuł, że ktoś go obserwuje. „Jak zwykle wydaje ci się tak, bo jesteś sam” – powiedział w myślach. Mimo to obrócił lekko głowę i kątem oka dostrzegł za oknem parę oczu. Zerwał się od stołu, porwał miecz i wykonał szybki skok do drzwi, które zatrzasnął i całym ciężarem się o nie oparł. Nic nie słyszał, a przy oknie nikogo już nie było. Stał tak nieruchomo przez kilka minut. „Poszedł” – pomyślał i powoli przestał opierać ciężar na drzwiach. „Refor, gdzie jesteś!?” – mówił sam do siebie. Jego plecy nie dotykały już drzwi, odszedł od nich na długość dłoni. Drzwi z impetem uderzyły go w plecy. Ktoś w nie kopnął, najwyraźniej nie spodziewał się, że tuż z drzwiami ktoś stoi. Wszystko stało się w ułamku sekundy. Amon ujrzał rękę ze sztyletem, która przekroczyła próg. Chłopak za całej siły odżył w drewno barkiem. Grube drzwi przytrzasnęły rękę, której właściciel wydał z siebie krzyk bólu. Napastnik nie puścił jednak sztyletu. Cofnął dłoń ze sztyletem i uciekł. Amon oparł się o drzwi i mocnie ścisnął miecz. Czekał.
Serce biło mu bardzo szybko. Usłyszał, że ktoś idzie, więc postanowił się upewnić:
- Refor?
- Tak – usłyszał znajomy głos. – Tu jeszcze nie masz się czego obawiać, nie musimy używać haseł i tym podobnych zabiegów.
Amon otworzył drzwi i wpuścił Refora, który targał dwa tobołki.
- Coś taki spocony?
- Przed chwilą chcieli mnie zabić.
- Żartujesz sobie? Tutaj? Chłopcze, myszy nie zabijają, hehe – zaśmiał się mężczyzna wyraźnie zadowolony z własnego żartu.
- Naprawdę! Najpierw widziałem jak ktoś zaglądał tu przez okno. – zaczął relacjonować.
- To pewnie dziecięce wygłupy – przerwał mu kompan.
- Nie! Potem kopniakiem chciał wyważyć drzwi i wepchnął tu rękę ze sztyletem.
- Bujdy. – powiedział Refor, ale wyraźnie spoważniał.
- Mówię prawdę, nie przewidziało mi się. – powiedział Amon prawie błagalnym tonem.
- Sprawdzimy co tu się stało. – rzekł stanowczo i wyrwał pochodnie ze szczeliny między szafami. Podszedł do drzwi i otworzył je szeroko. Przybliżył ogień do zawiasów. – Tak, ktoś tu użył sporej siły. Drewno naruszone.
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Surte mines, surte sumith – czuj serce, czuj drogę. |
|