 |
30 PDH Chruptaki Forum 30 PDH Chruptaki
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Wtorek 22:47:51, 17 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
Początek...
ROZDZIAŁ IV
Pierwsze kroki
Sebastian usiadł na łóżku. Był senny. Przepyszne wino z uczty dawało o sobie znać. Przed zaśnięciem musiał jeszcze znaleźć sobie, jakiej przyzwoite imię. „Musi być łatwo zapamiętywane, waleczne i odważne, ale nie za bardzo władcze” – postanowił. Selekcja kombinacji liter prowadziła do tak absurdalnych wyników, że Sebastian zrezygnował z tej metody i zaczął myśleć nad wydźwiękiem imienia, które tak trudno mu wymyślać. „Dwie albo jedna sylaba, nie więcej” – kolejne uściślenie.
- Kestaron… człowiek z zaświatów – powiedział pod nosem. Pociągnął łyk hentaru – kurde, nie pasuje. Na dodatek trzy sylaby… skup się durniu! – skarcił sam siebie.
- Joesoe… choroba no nie mam pomysłu – powiedział i położył się.
„Jutro pomyślę” - stwierdził
Zaczął rozglądając się po komnacie, na której wygląd nie zwracał wcześniej uwagi. Podłoga była drewniana. Rysowały się na niej przeróżne wzory i kombinacje. Kamienne ściany częściowo przysłaniały obrazy. Dwa z nich przedstawiały Genusis. Reszta to panoramy jakiś przepięknych widoków. Na oknie powieszona była pomarańczowa płachta. Wielkie, miękkie łoże stało pod ścianą. Obok niego biurko. I drzwiczki do mini-łaźni. Naprzeciwko łóżka wmurowany był kominek. Komnata była w sam raz.
Po raz pierwszy od 3 dni nie lękał się snu. Napój elfów tłumił wszelkie myśli, które dawały chociaż cień obaw i trosk. Zasnął.
***
- Pobudka! – krzyknął Refor. Sebastian otworzył oczy.- zbieraj się. Załóż to co wisi na krześle. Patrz, ja już jestem w pełnym fechtunku! Dalej, dalej, bo do wschodu słońca nie dłużej niż godzina! – szarpnął za kołdrę i podniósł Sebastiana do pozycji półsiedzącej – Spałeś w ubraniu? Ale leń, no cóż, dalej bo ja nie umyję się za ciebie!
- Już, już… aaaaaaaa – ziewnął – umyć, ubrać… coś jeeeeeszcze?
- Nie. To za wiele? No wstawaj!
- Już, niech chociaż zacznę myśleć…
- A, mam tego dość! – powiedział i postawił Sebastiana na równe nogi.
- Dobra idę się myć…
- Ja czekam przed drzwiami. Jak by czas nas naglił nocno zapukam w drzwi. – powiedział Refor i wyszedł.
Sebastian popatrzał przez okno. W domostwach zapalały się światła. Miasto budziło się ze snu. Wszedł przez drzwiczki. Ciepła woda już na niego czekała. Zaczął się myć.
ŁUP ŁUP ŁUP.
- Jak to już ! Przecież dopiero co wszedłem! choroba! – zaklął Sebastian. – spokojnie umyć się nie dadzą…
Za drzwiami słuchać nerwowe odgłosy stukania i pukania. Sebastian się ubierał. Szukając rzeczy i obijając się o meble w pośpiechu zakładając tunikę. Po dwóch minutach był już ubrany. Pędem ruszył do drzwi zakładając pod drodze prawego buta. BAM. Przewrócił się.
- choroba! – syknął. Wstał i otworzył drzwi.
Na korytarzu leżał Refor. Właściwie to się kulał. Płakał. Nabrał głośno powietrza i wybuchnął gromkim śmiechem. Sebastian rozłożył ręce.
- F… F… frajer! – zdołał wyksztusić Refor.
- O ty! Ja ci dam! - kopnął leżącego mężczyznę w zadek.
Po chwili Refor przestał się śmiać. I dyskutując o idiotycznych kawałach ruszyli zamkowym labiryntem. Doszli do kuchni, od zaplecza. Dostali trochę pieczywa i owoców.
- Nie mogliśmy zjeść normalnie, musieliśmy prosić o jedzenie? – zadał pytanie Sebastian.
- Uroczyste śniadanie odbędzie się po ceremonii. A z pustym brzuchem cię nie puszczę.
- Acha…
Szli powoli zachodnią strona zamku. Za oknem niebo jaśniało z każdą chwilą.
Sebastian zjadł trochę owoców. Ale specjalnie nie najadł się, aby zostawić miejsce na przepyszną, jak mniemał, ucztę. Skorzystał z tego, że Refor obżerał się chlebem i skupił się na imieniu. „Peoel. Ketin, Qerter, Leegs…” sortował wymyślone imiona.
- Coś taki cichy… Żadnych pytań, to dość nie normalne, dla ciebie – zapytał Refor.
- Myślę nad imieniem – Sebastian łyknął hentaru z piersiówki.
- Widzę, że robisz tak jak ci poleciłem. Pamiętaj, Przez dwa dni po trzy szklanki – rano, w południu i wieczorem. Potem po szklaneczce rano, aż do końca lata. A wracając do imienia – jeszcze nic nie znalazłeś?
- Staram się wymyślić. A ty swoje wymyśliłeś?
- Nie, to imię człowieka, który odkrył Meller i oddał go w opiekę elfów. Moja ceremonia powitalna odbyła się długo, po tym jak tu przybyłem. Miałem czas na poznanie historii i obyczajów. Polecam ci też wziąć istniejące imię.
- A masz jakieś propozycje? – odparł niezbyt przekonany tym pomysłem Sebastian.
- Chociażby Merthis. Pierwszy książę Melleru.
- Nie, to będzie przesada, jeszcze elfy źle to przyjmą.
- A może Fenathon? Człowiek, który wpadł na pomysł Lerte Yessêy?
- Chciałem, żeby było dwusylabowe, ale to jest niezłe.
- Ładne imię, mi się podoba.
- Właściwie… to jest w porządku. Ustalone będę Fenathonem! – zadecydował Sebastian stanowczym głosem. Miał dość wybierania. Koniec, postanowione.
Wyszli z zamku bocznymi drzwiami. Ulice były puste i ciche, tylko ptaki wesoło ćwierkały. Ruszyli kamienistą uliczką, która łagodnie schodziła w dół. Mijali domostwa. Promienie słońca oświetliły szczyty zamkowych wierz. Wschód.
- Dokąd wy właściwie idziemy – zapytał Sebastian, zdziwiony tym, że jeszcze przed chwilą w ogóle się nad tym nie zastanawiał.
- Na główny plac, w samym centrum miasta. Tam czeka już książę i służba oraz cała społeczność Genusis.
- Jak to? Elfy? Ja myślałem, że to będzie mała uroczystość – zatrzymał się i wytrzeszczył oczy na Refora.
- No nie przesadzaj! – chwycił Sebastiana za rękaw i lekko pociągnął. – Chyba nie masz tremy!? Przed czym niby?
- No wiesz nie jestem przyzwyczajony do tego, żeby być główna atrakcją tysiąca elów.
- Poprawka – ponad trzech tysięcy elfów.
- Nie no super! Ja się spalę ze wstydu.
- Nie narzekaj – skończył Refor i przyspieszył kroku.
W końcu na ich drodze stanął, znany już Sebastianowi, elf z służby. Wskazał ręką uliczkę w prawo. Weszli na szeroki jak rzeka trakt. Po lewej widać było zamek. Słońce wzeszło już dość wysoko. Zamek zaciemniony był tylko do połowy wysokości.
Po lewej wznosił się kilkumetrowy, drewniany podest. Stał na nim Iliah i kilka elfów. Wisiała za nimi duża, niebieska, płachta. Dwóch towarzyszy weszło na konstrukcje po drewnianych schodkach.
- Gotowy? – odezwał się książę.
- Niby tak, ale trochę trema zżera – odparł Sebastian.
- Uklęknij tutaj. O właśnie! Wstaniesz i obrócisz się jak wypowiem twoje nowe imię. Jasne?
- Jak słońce… - powiedział spoglądając na jego promienie, które zalewały już dachy niższych budynków.
- A będąc w temacie to jakie imię wybrałeś?
- Chyba… Fenathon – nie zbyt przekonywująco wyjaśnił Sebastian.
- A dlaczego „chyba”?
- Jeszcze nie jestem pewien.
- To powiesz mi na ceremonii.
Sebastian zastanawiał się czy to aby na pewno dobry wybór – „Fenathon”…
Książę kiwnął do któregoś z elfów głową. Chłopak usłyszał za sobą, jak płachta spada na ziemię. Cisza. Iliah stanął przed nim.
- Melleri! Vonthě, arthis dihton esshemön, werven děhs deron, nidef batho opvêerthis, sörrineth celere es monterd koměron Palmiter!
Iliah spojżał na Sebastiana.
- A może Thran – szepnął szybko i niewyraźnie, bardzo zadowolony nowym pomysłem.- tak – skinął głową.
Książę przytaknął.
- Melleri! Ahmin AMORITOHRN! – krzyknął Iliah.
Chłopak był przerażony. Kompletna klapa.
Wstał i obrócił się. Zalała go fala wschodzącego Słońca. Tłum wybuchł. Aplauz nie miał końca, jak mu się zdawało. Czuł na sobie wzrok tysięcy elfów, które pokładały w nim nadzieje na lepszą przyszłość. Patrzał w dal. Nie machał ręką – to kojarzyło mu się tylko z nadętymi gwiazdami. Nie ruszał się. Stale lekko się uśmiechał. W głowie odbijało się, jakby od ścian czaszki, „Amoritohrn, Amorohrn, Amoritohrn…”. „Właściwie… to jest niezłe imię… naprawdę dobre!” – pomyślał. Nagły optymizm i zadowolenie sprawiły, że kąciki jego ust podniosły się wysoko.
- Teraz proszę o ciszę! – znów podniósł głos książę. – Teraz Amoritohrn powie, co mu w duszy gra.
Książę spojrzał na chłopaka, który wpatrywał się w niego oczami pełnymi zaskoczenia i strachu.
- Chodzi o to przemówienie, o którym ci mówił Refor – powiedział cicho elfi władca.
Amoritohrn rzucił na Refora gniewne i zarazem pytające spojrzenie. Mężczyzna uśmiechnął się, po czym szepnął:
- Najszczersze mowy, to te tworzone na poczekaniu…
Chłopak stanął przodem do elfów. Wszyscy w ciszy czekali, aż się odezwie. Nie dało się usłyszeć nawet najmniejszego szeptu. Słońce świeciło mu w twarz. Intensywnie wertował myśli, żeby coś sklecić. „Co ja mam, na boga, mówić” – powtarzał w duszy przerażony. Nagle pomysł, idea, oświecenie.
- Elfy z Melleru – zaczął Amoritohrn – nie z własnej woli, ale przybyłem na wasz świat. Każdy z was ma nadzieje, że moje magiczne zdolności uratują Meller i cały Palmiter, a nie wiem czy tak będzie… – „nie bądźmy pesymistami”- pomyślał – Wiedzcie jednak, że zrobię, co w mojej mocy, aby pokonać nieprawość i rządzę władzy, która zapanowała na kontynencie. Tu i teraz składam przysięgę! Że prędzej zginę, niż dam pożreć ten wspaniały świat złu! I oby wróg potknął się o mojego trupa i rozbił czaszkę! Sam oczywiście tego nie dokonam, myślę, że będę się mógł do was zwrócić o skromną pomoc. Nie chcę być dla was panem, albo kimś lepszym! Jestem Amoritohrn, więc tak mnie zwijcie. Jestem waszym przyjacielem, pamiętajcie o tym! Dlatego was nie zawiodę! Dlatego będę się szkolił! Dlatego znajdę Ellirth! Dlatego będę walczył! Dlatego… jestem, tu, teraz z wami…
Amoritohrn zszedł z podestu. Cisza. Zaczął człapać schodkami w dół. „Ale dałem… gówno… mówiłem gorzej niż dziesięciolatek…” – karcił się w myślach. Za jego plecami ktoś zaczął klaskać. Spojrzał przez ramię. Iliah uderzał powili dłońmi. Po chwili w ślad za nim poszedł cały plac. Entuzjazm połączony z aplauzem i klaskaniem wzniósł się ponad budynki. Elfy zaczęły śpiewać. Z innego końca placu dobiegało wołanie – A-MO-RI-TOHRN! Melodia pieśni stawała się wyraźniejsza i gładsza. Chłopak wrócił i stanął przy boku Refora.
- Ale mowę walnąłeś, stary! – mężczyzna położył mu rękę na ramieniu.
- Naprawdę?
- A jak! Zobacz, aż zaniemówili…
Amoritohrn uśmiechnął się i wsłuchał w słowa pieśni.
Lądy te niegdyś
W bogactwach skąpane
Aż plaga przyszła
Razu któregoś
I bohater, wojownik
Przez krainy szedł
I nie tępiący się
jego złoty miecz
I tak przebył świata pół
A tam suchość i pożoga
Tam na bestię zapolował
A jej duszę w magii spalił
Potem odszedł, niczym cień
Jego imię też nie znane
Pamiętane przez ród wierny
Czyny tego bohatera
I na darmo by go szukać
I na darmo by go wołać
Bo on odszedł hen daleko
I nie wróci nigdy już
Elfy cięgle powtarzały te pięć zwrotek. W tym czasie na placu pojawiły się stoły, setki stołów. Przynoszone z domostw i karczm.
Główną ulicą Genusis, prowadzącą od zamku do bramy, przecinającą plac, jechały wozy pełne jadła. Tuż za nimi litry wina.
Huczna uczta trwała. Podczas zabawy Amoritohrn nie raz podrzucany był w górę, nie raz pili jego zdrowie. W pewnym momencie wśród krzyków pojawiło się inne wołanie, wołanie błagalne. „Panie! Książę ! Ja mam bardzo ważną spra… !” – wrzeszczał elf, próbując wyrwać się z tłumu. Nikt nie zwracał na to uwagi. Chłopak dobrze go widział, akurat niesiony był na rękach. Płacząca twarz obróciła się w lewo, w prawo. Od razu go poznał. To elf, który próbował dostać się do Iliaha tuż przed jego wizytą u władcy. Stracił go z oczu wzleciwszy trzy metry w górę. Potem nie zobaczył już zagadkowego elfa. Zapomniał o tym i dalej się bawił.
Książę zarządził ten dzień, dniem wolnym od pracy.
Refor odciągnął Amoritohrna na bok. Oczy mu się trochę świeciły, ale minę miał całkiem poważną. Stanęli pod ścianą jakiegoś budynku.
- A teraz chłopcze… - powiedział mężczyzna powoli, cicho i głosem pełnym powagi przemieszanej ze strachem – teraz… zaczyna się prawdziwe życie – jego usta powoli uniosły się w górę – zaczniesz szklenie… haha – zaśmiał się Refor –chodź, pokażesz co umiesz!
Zaczęli biec przez puste uliczki. Refor nie marnował czasu. Przerywając szybkim oddechem chwalił się Amoritohrnowi, że jest najlepszym łucznikiem, że oko ma lepsze niż sokół, że nikt go nie pobił. Chłopakowi także dopisywał humor, uwyraźniony wszak winem, ale jednak. Nie omieszkał więc wstawiać w chwalebny monolog głupich komentarzy.
Dotarli. Stanęli na, nie mniejszym niż centralny, placu. Wysypany żwirem, piaskiem lub gdzieniegdzie porośnięty trawą. Znajdował się on w części garnizonowo-wojskowej miasta, za gildią magów. Na drewnianych półkach, pod dachem leżały przeróżne bronie. Był tam też murowany budyneczek. Refor do niego podszedł, wyjął klucze. Dobrą chwilę zajęło mu trafienie w dziurkę. Wyłonił się z ciemnego wnętrza dzierżąc wspaniale rzeźbiony w brązowym drewnie, z białymi i złotymi wykończeniami, łuk. Na plecy narzucił pełen strzał kołczan o podobnych, jak broń wzorach.
- Refor… bo Iliah wspominał coś o darach…
Mężczyzna pacnął się mocno otwartą dłonią w czoło.
Jeszcze szybciej niż przybiegli tutaj, wrócili na plac.
Wpadli zdyszani między tłum. Dopchali się do podestu, co nie było takie łatwe, jeśli co drugi biesiadnik łapał Amoritohrna i życzył mu szczęścia i zdrowia. Wdrapali się po małej drabince.
- No najwyższy czas! Gdzieście byli!? No już!
Amoritohrn stanął tam gdzie wcześniej. Znów zapanowała cisza. Przez tłum przeciskało się kilkanaście magów. Każdy z nich w prawej ręce trzymał, dobrze znaną chłopakowi, laskę. Stanęli w kręgu, tuż przed podestem. Spojrzeli na niego.
- Oto dar ode mnie… Jako książę Melleru, daję ci łaskę, której doświadczył na razie tylko jeden człowiek. Daję ci elfią długowieczność – wskazał ręką koło utworzone przez magów. – teraz przyjmij go lub odrzuć…
Przez myśl nie przeszło mu odmawianie.
Stanął w nakazanym miejscu. Serfilir uniósł laskę. Zrobili to także inni czarodzieje. Wiązki energii trzymające Ellirthy promieniowały i stawały się wyraźniejsze.
- Dziedzictwo krwi elfów zstąpi na ciebie, Amoritohrnie… - mówił spokojnie pierwszy mag. – Długowieczność, którą możemy się cieszyć, to dar… Teraz i ty będziesz mógł się nią radować.
Długie różdżki pochyliły się w stronę chłopaka. Coś mu mówiło, że powinien uklęknąć. Tak też zrobił. Sprawiło mu to trochę problemu, aby prezentacyjnie i płynnie to uczynić – „cholerne wino” – pomyślał. Otoczyła go łuna, która mieszała w sobie chyba wszystkie kolory świata. Poczuł ciepło. W sercu. Nie widział co się dzieje na zewnątrz. Przyjemna fala rozeszła się po jego ciele. Mgła zaczęła rzednąć. Wstał. Obrócił się w stronę Iliaha.
- Dziękuję panie… Wiesz jak wielki to dla mnie zaszczyt. Niezmiernie ci dziękuje…
Ukłonił się głęboko. Potem zwrócił się do magów:
- Wam też dziękuje – ponownie zgiął się w pasie.
>>>>>>>>> N E W <<<<<<<<<<<<<<
Czarownicy odeszli tak, jak przyszli. Amoritohrn wrócił na podest. Uśmiechnął się do księcia. Przez tłum przeciskał się jakiś elf. Wszedł na konstrukcje. Stanął twarzą do chłopaka.
- Jako rządca rady miasta, jako przedstawiciel elfiej społeczności, pragnę życzyć ci, Amoritohrnie, nieskończonej siły i determinacji w walce z wrogiem. Atakuj mocno i zdecydowanie. Broń się przed każdym cisem, a w tym chcemy ci pomóc. Oto dar elfów! – wskazał ręką niosące dumnie małą lektykę elfy. – Zbroja. Wykuta przez najznamienitszych kowali z Hirgallonu! Zbroja idealnie dopasowująca się do ciała właściciela! Zbroja nasycona magią! Zbroja lekka niczym płótno! Zbroja silna niczym skała! Zbroja nazwana - Skórą Lary!
Postawiono lektykę. Któryś z elfów zrzucił płachtę okrywającą, jeszcze przed chwilą, piękny, kowalski wyrób. Pancerz był srebrny. Naramienniki, nagolenniki, przepaska biodrowa z kolczugi. Na przedzie korpusu widniał wygrawerowany, złoty smok, ten sam, którego widział już w wielu miejscach od przybycia. Amoritohrn dotknął daru. Zbroja była niesamowicie gładka. Zaryzykował i spróbował unieść ją jedną ręką. Udało mu się. Wzniósł ją na wysokość oczu i przyglądał się z zachwytem. „Nigdy nie widziałem takiego cuda” – mówił sam do siebie.
- Amoritohrnie! Teraz poznaj potęgę Skóry Lary! Postaw ją przed sobą, rozłóż ręce na boki i myśląc o niej intensywnie, powiedz „zbrój”.
Chłopak wykonał pierwsze polecenie. Wyciągnął szeroko ręce. Wytężył umysł, ni było w nim nic, poza celem skupienia.
- Zbrój!
Zbroja wzleciała metr nad ziemię, rozszczepiła się na poszczególne elementy. Amoritohrn przyglądał się z niedowierzaniem. Zbroja ruszyła ku niemu. W ciągu trzech sekund był już opancerzony. Srebro nie krępowało ruchów, ani nie było odczuwalne ciężarem. Chłopak uśmiechnął się szeroko.
- To jeszcze ni koniec mój panie! – kontynuował darczyńca. – Teraz poznasz jej kolejną, dużą zaletę! Skup się na Skórze Lary i powiedz „chroń”.
Amoritohrn zamknął oczy.
- Chroń!
Nic się ni stało. Dość przestraszony spojrzał na elfa. Ten nic nie powiedział, skinął tylko głową.
Kilka elfów przed chłopakiem cisnęło w niego kamieniami. Odruchowo zasłonił rękoma głowę i schylił się próbując uniknąć ataku. Pociski nie sięgnęły celu, lecz odbiły się i spadły na drewniany podest. W ruch poszło jedno z biesiadnych krzeseł. Amoritohrn zrozumiał o co chodzi. Stał i nie ruszył się. Krzesło poszło w drzazgi metr od celu.
- To niewidzialna ściana, chroni przed każdym atakiem zewnętrznym! Powiedz teraz „puść”.
- Puść!
Magiczna osłona zniknęła.
- A teraz „zdejmij”.
-Zdejmij!
Zbroja w zawrotnym tempie rozłożyła się i złożyła, po czym stanęła przed właścicielem. Elf ukłonił się i powiedział:
- Przyjmij ten skromny podarunek od Mellerów.
- Przyjmę bardzo chętnie, ale skromnym podarkiem, Skórę Lary, nie można nazwać. Jest to najcenniejsza rzecz jaka w życiu dostałem. Jestem pewien, że nie raz uratuje mi życie. – powiedział Amoritohrn i odpowiedział tym samym gestem. Przedstawiciel elfów zeskoczył z podestu i wtopił się w tłum.
Biesiadnicy zaczęli rozchodzić się do domostw i pracy.
- No to teraz ze spokojem możemy pójść powalczyć! – powiedział, wyraźnie zadowolony tym faktem, Refor.
- No dobrze, idźmy więc! – postanowił Amoritohrn.
- Panie! – zawołał do chłopaka podbiegający elf. – Panie, byłem pomocnikiem kowala, kiedy robili tę zbroję. Muszę cię ostrzec i powiedzieć coś o czym nie mówił Nettel. Mianowicie, funkcja magicznej nie przepuszczalnej ściany – używaj jej rozsądnie, tylko jeśliś naprawdę zagrożony. Czas, przez który ściana się utrzymuje jest doprawdy niewielki, około dwóch, lobowych, lotów strzał. Nie znamy jednak czasu rekonwalescencji czaru, nie wiemy jak szybko będziesz mógł go znów użyć. Jedno sprawdzaliśmy. Ściana działa nierównomiernie z twoją siłą fizyczną. Rozumiesz? Znaczysz się, czy pan rozumie?
- Obawiam się, że nie rozumiem. A! I żaden pan, mów mi po imieniu.
- Ściana ma własną, nie ograniczoną siłę. Gdy będziesz szedł, a na drodze stanie ci drzewo, albo ściana, a ty nie zwolnisz, będziesz szedł dalej - to nie zatrzymasz się… Ściana zburzy każdą przeszkodę. Jest po prostu niezniszczalną powłoką niezależną od twojej siły i twojej zniszczalności. Nic się przez nią nie przedrze. Jest to zarówno dobre, jak i niebezpieczne. Pamiętaj więc, aby używać Skóry Lary rozważnie.
- Dziękuję ci. Być może właśnie uratowałeś mi życie. Jak cię zwą?
- Ellis.
- Żegnam cię zatem, Ellisie.
- Żegnaj Amoritohrnie.
Elf udał się uliczkami za resztą mieszkańców Genusis.
- Czego chciał? – zapytał Refor, który wcześniej oddalił się, by nie zakłócać rozmowy.
- Ostrzegł mnie. Mniejsza z tym. Chodźmy już! Acha, zbroja. Nie będę jest przecież niósł w rękach. Zbrój! – Skóra Lary natychmiast opancerzyła chłopaka.
Tym razem szli, nie biegli. Refor chuchał na swój kołczan, po czym przecierał go rękawem, nawet gdy odbijane słońce błyszczało bardziej niż prawdziwe, on dalej to robił. W przerwach w chuchaniu prawił komplementy na temat nowej zbroi, powtarzał, że to nie byle jaki dar.
- Co ty tak maltretujesz ten swój kołczan? – spytał zirytowany Amoritohrn.
- A nic, tylko czyszczę.
- Czy ty aby zazdrosny nie jesteś? Dostałeś ten łuk i kołczan jako dar?
- Tak dostałem. Zazdrosny, nie przesadzasz? – Refor zarzucił magazyn strzał na plecy.
- Twój drugi dar to długowieczność.
- Skąd ta pewność?
- Iliah mówił, że na razie jeden człowiek został tym obdarowany. Ty jesteś tu sto pięćdziesiąt lat. Poza tym, to dość sprytne – jeśli jestem kimś ważnym, to będą chcieli mnie tu mieć jak najdłużej, czyż nie?
- Masz racje, trudno się nie domyśleć, że chodziło o mnie.
- Mówiąc o tobie, chciałbym spytać o dwie rzeczy.
- Zamieniam się w słuch.
- Jeśli tak jak ja, masz w sobie dużo magicznej mocy, to dlaczego ani razu nie widziałem twojego Ellirthu? Dlaczego nie jesteś magiem i biegasz z łukiem zamiast laską? A drugie pytanie co ty tu robiłeś przez sto pięćdziesiąt lat? Właściwie to mam jeszcze jedno. Co oznacza nazwa mojej zbroi?
- Dobra. Zacznijmy od początku. Pierwsze pytanie bezpośrednio wiąże się z drugim. Wiesz, miedzy moim przybyciem a oficjalnym powitaniem, a twoim przybyciem i oficjalnym powitaniem, jest duża różnica. Ja czekałem na to ponad rok. Przez ten czas żyłem w zamku książęcym trochę w ukryciu. Uwielbiłem strzelać z łuku, wychodziło mi to, więc jako dar otrzymałem ten wspaniały oręż. – uniósł rękę w której trzymał broń. – od razu potem przeszedłem szkolenie, przede wszystkim jak przetrwać.
- Jak przetrwać? – skrzywił się Amoritohrn.
- W dziczy. Tam posłali mnie po dwóch miesiącach, na poszukiwania. Ciebie też wyślą. Ale ja cię będę uczył, teraz ja mam największe doświadczenie w tym zakresie.
- Nie rozumiem. Poplątałeś wszystko, a nadal nie odpowiedziałeś na pytania.
- Cierpliwości, zrozumiesz, daj mi skończyć. Mówię tu o poszukiwaniach Ellirthu. Szukałem kamienia. Adepci gildii magów znajdują je zazwyczaj po miesiącu, dwóch. Kamień sam cię odnajduje jeśli tego chcesz. Nie należy go szukać wzrokiem, lecz umysłem. Szukałem. Szukałem. Po dwu letniej wędrówce wróciłem tutaj załamany. Jedni już mnie przekreślili inni mieli mi za złe, że łamię odwieczne tradycje, które mówią, iż poszukiwacz nie może przybyć bez Ellirthu. Serfilir powiedział mi, żebym poszedł, spróbował jeszcze raz. Okazał mi dużo wyrozumiałości. Spędziłem w Zaginionej Puszczy ponad dziewięćdziesiąt kolejnych lat.
- Dziewięćdziesiąt lat !? – wydusił Amoritohrn.
- Tak, kupa czasu. Wiele razy unikałem śmierci dosłownie o włos. Czasami czułem się samotny, ale najczęściej znajdowałem towarzyszy w leśnych zwierzętach lub elfach. Nie, nie wracałem tutaj. Musisz wiedzieć, że w puszczy żyją leśne elfy, często mnie ugaszczały. Tylko dzięki temu, dzięki plotkom leśnych strażników, tutaj mieli jakieś słuchy, że w ogóle jeszcze żyję. Wrócił bym tu o wiele wcześniej, ale ciągle zatrzymywało mnie, nazwane tak przeze mnie „mijanie”. Gdy wędrowałem nagle coś poczułem. Szedłem wiedziony instynktem i sercem. Nagle kontakt urywał się i znów ruszałem w normalną drogę. Tak było bez przerwy – kontakt, potem brak kontaktu. Bardzo dobrze przystosowałem się do życia w trudnych, naturalnych warunkach. W końcu straciłem siły wyczerpane „wydobywaniem” cierpliwości, wróciłem. Na początku było dużo szumu w koło mojej osoby, ale potem wszystko się ustatkowało. Czy to zadawalająca odpowiedź?
- Tak. Prawie. Powiedz więcej o leśnych elfach? I dlaczego nie wróciłeś do lasu, skoro tam spędziłeś większość życia?
- Dość czasu byłem samotny, nie chciałem tej samotności. Oczywiście w puszczy mam już nawet stałych przyjaciół, ale wolę żyć tutaj. Poza tym jestem tu potrzebny – uczę sztuki przetrwania, teraz nikt nie wie o tym więcej niż ja. No tak, mógłbyś powiedzieć, że elfy które w puszczy żyją, ale one są tam od urodzenia i im takie warunki nie sprawiają problemów. A i tak mieszkają w miastach, w dziczy jest ich niewielu, przede wszystkim strażnicy. Leśne elfy to istoty jeszcze dziwniejsze. Ich historia jest ciekawa. W trakcie wojny orkowie i ludzie zepchnęli elfy do Mellru. Potem orkowie zaatakowali ludzi, to byłe jeden z tych marnych sojuszy. Elfom spodobało się w tej krainie, do której wejście wskazał im Refor, potem mężczyzna zginął, za zdradę. Meller… Choroba, musiałbym ci na mapie pokazać! w każdym razie jest otoczony od północy i zachodu górami, Welirami. Na południu jest morze. A na wschodzie Zaginiona Puszcza. Zaginiona ponieważ na zbadanie tego terenu wysłano dziesięć ekspedycji, żadna nie wróciła. Dopiero jedenasta dała jakiekolwiek oznaki życia, wysyłając gońca. Ówczesny książę chciał chronić Meller przed najazdami, zakładając na wschodzie, w Zaginionej Puszczy, miasta i koszary. Wysłano tam wiele rodzin, najczęściej o bardzo zróżnicowanych fachach. Kowali, kucharzy, strażników… Przez tysiące lat bardzo się zmienili. Niektórzy określają to zjawisko „zdziczeniem”. Przystosowali się do życia w lesie. I tam są niezastąpieni. Ludzie, choć nie tylko oni, po nie udanej próbie przedostania się przez góry, próbowali przez las. To była ich zguba. Całe armie padały jak muchy. W biały dzień możesz iść gąszczem i nadepnąć leśnego elfa nie zauważając go.
Dochodzili już do celu. Amoritohrn cały czas przyswajał informacje. Myślał o leśnych elfach. Kiedy zajął się tematem Refora zrobiło mu się go bardzo żal. Strasznie żal. Jak on musiał się czuć. Najpierw przez rok opowiadali mu, że jest nadzieją, że jest uzdolniony magicznie, a potem przez prawie wiek błąkał się po puszczy szukając kawałka kruszcu. Najgorsze, że nic z tego nie wyszło. „Będę musiał uważać, co przy nim mówię. Żeby tylko nie wspominać o poszukiwaniach i Ellirthach” – postanowił chłopak w duszy. Ale mimo wszystko chciał się upewnić:
- Pewnie bardzo ci źle z taka myślą, że dziewięćdziesiąt lat poszło na marne.
- Nie. Przez pół wieku zdążyłem się z tym pogodzić. Poza tym, nie zupełnie na marne – w końcu, jestem teraz specjalistą od przetrwania i dobrze mi się wiedzie.
Weszli na ten sam plac co poprzednio. Ale nie był taki sam. Teraz ćwiczyli na nim ludzie oraz centaury. Ćwiczyli drewnianymi mieczami. Amoriohrn przyjrzał się jednej z walczących par. Mężczyźni powtarzali ciągle kilka ruchów, nie wyglądało to jak niebezpieczne starcie.
- Dobrze, a teraz to samo, ale w zwarciu – powiedział jeden z nich. Amoritohrn od razu go rozpoznał. To był dowódca oddziału. Mężczyźni zaczęli walczyć. Rozległy się głuche, klekoczące odgłosy uderzeń drewna o drewno. Nauczyciel, przez którego twarz biła mądrość i pewność siebie, ugodził ucznia w udo, po czym przyłożył mu w bark – Źle! – krzyknął – mówiłem ci, że ręce masz trzymać tu, a nie gdzieś nad głową!
Chłopak oderwał wzrok od mężczyzn. Refor znacznie go wyprzedził, więc chłopak do niego dobiegł. Przechodzili koło składu ćwiczebnych broni, normalnych i drewnianych. Amoriohrn zatrzymał się i chwycił miecz. Szarpnął. Chciał to zrobić ruchem znawcy, ale miecz był cięższy niż przypuszczał i pociągnął rękę chłopaka aż do ziemi. „Ciężkie cholerstwo” – pomyślał – „jak ja tym walczyłem pod Qiin Derten?”. Nagle napotkał spojrzenie elfa. Elf był już w podeszłym wieku, co rzadko się w tym rodzie spotyka. Oczy nieznajomego nie mówiły nic. Speszony Amoritohrn szybko podniósł miecz i odłożył go na półkę.
- Możesz go wziąć panie – powiedział elf – miło cię poznać, panie, osobiście. – ukłonił się.
- Mi także jest miło. Jakie twe imię?
- Vertis, jestem gospodarzem koszar, porządkuje, konserwuje, pomagam.
- Wspaniale utrzymany teren, gratuluje. Wybacz, lecz teraz już pójdę, mój przyjaciel czeka.
- Dziękuję, panie, za komplement i życzę powodzenia.
- Dziękuję. Proszę, nie mów do mnie „panie”. Żegnaj.
Elf się ukłonił i poszedł w drugą stronę. Amoritohrn usłyszał zduszony wrzask. Odwrócił głowę – to znów uczeń leżał na ziemi, a nad nim stał nauczyciel z drewnianym ostrzem przyłożonym do gardła pokonanego. Chłopak dogonił Refora, który nie tracąc czasu, wzmocnił uścisk paska trzymającego kołczan i przygotował się oddania strzału. Stał daleko, ponad sto pięćdziesiąt od słomianej tarczy.
- Wybacz, ale muszę ci się popisać – uśmiechnął się szeroko mężczyzna.
To, co Refor zrobił w następnej chwili, przyprawiło Amoritohrna o piękny, artystyczny opad szczęki. Strzelił pierwszą strzałą, która gładko wbiła się w słomę, po czym w ciągu kilku sekund wystrzelał pół kołczanu. Jego ruchy ręka byłu ledwo zauważalne. Wszystkie pociski sterczały teraz z celu. Chłopak nic nie mówił.
- To jeszcze nie wszystko – powiedział Refor wyraźnie zadowolony z reakcji towarzysza – patrz to!
Wyjął strzałę. Cofnął się dobre dziesięć metrów. Wziął rozbieg, po czym zrobił na ziemi trzy koziołki i oddał strzał. Słoma po raz kolejny przeszyta została na wylot. Mężczyzna nie wyglądał na skupionego na popisach, robił to z największą łatwością.
- Świetne! Jesteś naprawdę świetny! Widać nie próżnowałeś w lesie. – zaśmiał się Amoritohrn.
- Bynajmniej nie. W końcu musiałem coś jeść, czyż nie? Dobra, chwytaj się za swój łuk i podejdźmy bliżej, bo, nie chcąc w ciebie wątpić, nie dostrzelisz.
- Ja? Ja nie umiem strzelać!
- No właśnie dlatego idziemy ćwiczyć
- Acha – chwycił przygotowaną wcześniej prze Refora broń, która stała oparta o mały, kamienny podest.
Zmniejszyli dystans do dwudziestu metrów. Refor wyjął z tarczy wszystkie strzały. Stanął koło Amoritohrna, który nieudolnie próbował nałożyć pocisk na cięciwę.
- Lewa ręka sztywna, wyprostowana. Dobrze. Teraz tutaj, tutaj jest rowek, o tak właśnie. Trzy palce, tak. Teraz mocno naciągnij. Mocniej! No dawaj! Dobrze, ale mocniej! Teraz musisz szybko puścić.
Uczeń puścił. Strzała wylądowała pod jego nogami, a jego place przeszył ostry ból.
- Nie całkiem tak to miało wyglądać, ale spokojnie, początki są trudne. Spróbujmy jeszcze raz. A! Wiem co ci dam! – mężczyzna sięgnął do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki i wyjął z niej dziwnie zszyty kawałek rzemienia. – Masz, to ochrona na place.
- Ty jej nie potrzebujesz?
- Nie, przeszkadza mi tylko w strzelaniu, dawno jej nie używałem.
- Dziękuje.
- Nie ma sprawy. No! Skup się na strzelaniu. Jeszcze raz; sztywno ręka, strzała, cięciwa, naciąg, strzał.
Amoritohrn założył na palce podarunek Refora i zrobił tak jak on mówił. Ta próba także skończyła się niepowodzeniem, ale przynajmniej nie bolały go palce.
Ćwiczyli jeszcze ponad dwie godziny, dopóki ręce chłopaka nie odmówiły posłuszeństwa. „Zawsze chciałem nauczyć się strzelać z łuku, a teraz… eh do diabła tym!” – pomyślał Amoritohrn kiedy mięśnie informowały go o kończącej się rezerwie energii.
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Melleri! Vonthě, arthis dihton esshemön, werven děhs deron, nidef batho opvêerthis, sörrineth celere es monterd koměron Palmiter! - Mellerowie! Dziś, podczas naszego wschodu słońca, człowiek zza świata, zyska nowe imię, aby dzielnie i odważnie walczyć o Palmiter!
Melleri! Ahmin AMORITOHRN! – Mellerowie! Oto AMORITOHRN!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez PaszczaK dnia Niedziela 16:06:08, 29 Sty 2006, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
mała_asia
forumus nałogus
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Piątek 22:37:25, 20 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
albo jestem za bardzo nakręcona albo ten rozdział jest krótszy...
pędź PaszczaK, bo ja już nie mogę się doczekać następnego rozdiału... rozwijasz wątki, trzymsz w napięciu i masz, wg mnie taki...hm... " dryg do pisania" to leży Ci to, więc jak wyjedziesz, albo nawet jak zostaniesz to PISZ, bo to jest coś naprawdę OK w Twoim wykonaniu.
Ci, którzz proszą o streszczenie to mogą sobie... no wiecie co zrobić... bo to jest kompletnie żałosne... jak można być takim... tępakiem, któremu żal czasu na kompletnie odlotowe odowiadanko P.P.
Paszczak, masz słownik elfickiego, czy tworzysz własne słowa?? bo dobrze Ci idzie i zastanawiam się jaki jest klucz to tego sukcesu w opowiadaniu...
powodzenia i PRĘDKOŚCI w przyszłym pisaniu i nie przejmuj się tymi
nie-czy-ta-tymi komuchami
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
jAjO
forumus władus

Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/10
|
Wysłany: Piątek 22:50:31, 20 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
nie popędzaj paszczaka bo będzie pisał byle jak naj więcej, jak najwszybciej a potem będzie kicha
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Waluś
forumus głupkus
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/10 Skąd: Różany Potok:/ ale to i tak Umultowo:D
|
Wysłany: Piątek 23:00:36, 20 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
a jaj poczekam na całosćod razu.. o ile tkaka kkeidyś nastąpi;;;; przynajmniej nie bee go popedzał
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kuba
forumus włamulus chciwus władus
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/10
|
Wysłany: Piątek 23:52:39, 20 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
fajne... bardzo fajne. Fajnie opisałeś "przemiane" w elfa. ogólnie dobra jest ta magia. Ciekawe jak bedzie chlopak sie w boju spisywał
to pisał krzychu, ale zapomniał sie przelogować :p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Sobota 0:50:49, 21 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
Hola Hola, w elfa to on się nie zamienił... ;p
Dziękuje za otuchę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kplogo
forumus władus

Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Sobota 10:16:19, 21 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
Wiem że sie nie zamienił w elfa dlatego dałem to w cudzysłów. Chodziło mi o ich długowieczność.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Litka:)
forumus nju adminus- drżyjcie spamerzy!
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/10 Skąd: z centrum (w przeciwieństwie do niektórych);P
|
Wysłany: Sobota 12:30:17, 21 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
Podoba mi sie! Nawet bardzo:] Pisz, pisz, bo to wciaga i juz sie nie moge doczekac dalszych rozdzialow
Ale musze chyba poczekac Wole sie powstrzymac i czekac az napiszesz troche wiecej, bo tak czytac kawalkami to nie lubie Ale oczywiscie cie nie poganiam, bo nie ma byc szybko tylko porzadnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Sobota 12:38:24, 21 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
odpowiadając asi... nie mam słownika... wymyślam... tak jak bohater imię, kombinacja liter... oczywiście w tworzeniu nowych słów, bo tak to niektóre się powatzraja:D
Wierzcie mi sam się pospieszam... muszę zamioeścic jakiś moment wali bo mam tak dobry pomysł na walkę... jakiego jeszcze nigdzie nie słyszałem! nawwet w filmie... ten pomysł zabiera mi myśly, jak tyklo mam chwile wolnego to zastanawiam się jak to opisać.... to musi wyjść zarąbiście!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kplogo
forumus władus

Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Poniedziałek 0:40:40, 23 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
to namów rodziców żebyś jutro nie szedł do szkoły i calutki dzień pisz opowiadanko:P
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Poniedziałek 10:10:51, 23 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
ta... już to widze...
-mamo, słuchaj jest zimno, może dzi...
-NIE!
super...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kuba
forumus włamulus chciwus władus
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/10
|
Wysłany: Poniedziałek 13:16:40, 23 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
ALe mimo wszystko nie poszedles na tenisa wiec mogles pisac:P Opowiadanie (w sumie to nie możemy nazywać tego opowiadaniem bo to sie robi powieść i taki jest chyba zamiar Paszczak) dobrze sie rozkreca. Pozatym Paszczak pisze, tak inaczej, nie jak w większości fantasy, tylko zmienia tu język mówiony, żeby lepiej oddać atmosfere i przybliżyć postać Sebastiana. Tak mi sięprzynajmniej wydaje. Oprócz tego sporo nowych, ciekawych pomysłów, bitwa super i tylko tak dalej. A pozatym koncze Eragona i mi się mieszająwątki:P
Waluś już widze, ze przeczytasz cale skoro mowisz ze jeden rozdzial to za duzo i nie chce sie czytac.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Waluś
forumus głupkus
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/10 Skąd: Różany Potok:/ ale to i tak Umultowo:D
|
Wysłany: Poniedziałek 14:10:00, 23 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
no bo przed kompem sie nudno czyta:P.. a ostatnio dużo czytam.. aż sam sie boje tej ilości przeczytanych książek:|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Poniedziałek 21:35:23, 23 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
Przejżał dwa numery zeszłorocznego kaczora donalda i się przeraża
oj waluś przeczytaj... bo na całość troche poczekasz...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Wtorek 9:40:51, 24 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
rozdział IV w trakcie kończenia. Narazie jest 7,5 strony... myślę że skończe gdzieś na 9
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|