 |
30 PDH Chruptaki Forum 30 PDH Chruptaki
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Środa 21:40:07, 11 Sty 2006 Temat postu: Opowiadanie |
|
|
Prosiłbym o opinie, zamieszczam swoje wypociny...
Mam nadzije, że sie spodoba...
Miłej lektury:)
P>S> normalnie powinny być akapity, ale tu, po skopjowaniu ich nie ma, wybacz drogi czytelniku
ROZDZIAŁ I
SEN
-Sebastian WSTAWAJ!
Pięć minut później;
-WSTAWAJ DO CHOLERY! - Donośny głos wdzierał się po schodach z hukiem wpadając do pokoju nastolatka. Sebastian otworzył oczy, starał się je otworzyć. Chłopak był szatynem, szczupłym, ale nie chudym. Włosy wichrowały na głowie we własnym porządku. A raczej nieporządku. Oczy miał zielone, jak liście dębu. Znienawidzone przez niego pryszcze powodowały, że wyglądał jak przeciętny nastolatek. Energicznym ruchem ręki odrzucił puchową kołdrę i usiadł na łóżku. Popatrzył przed siebie na plakat „Władcy Pierścieni: Powrót Króla”. Oj, będę dzisiaj czuł w szkole skutki czytania do pierwszej w nocy, oj będę- pomyślał, spojrzał na zegarek- pięć po siódmej, na którą dzisiaj? Od dziewiątej do siedemnastej będę musiał się katować w tym pudle, uff.
Pół godziny później licealista jadł już płatki Corn Flakes z mlekiem i trzema łyżeczkami kakao, według starej, sprawdzonej receptury. Wziął do ręki dzisiejszą Wyborczą. „Politycy zwalczają korupcję...” – głosił nagłówek. Po chwili namysłu wysnuł swoja własną maksymę- „Każdy z czymś walczy, sęk w tym, żeby każdy walczył z tym z czym jest wstanie walczyć…” Chwilowy stan uniesienia i rozpierającej go dumy zniknął, gdy Sebastian przypomniał sobie, że za piętnaście minut wsiądzie do autobusu, który dowiezie go do miejsca, gdzie zacznie się kolejny szary dzień.
Chłopak wszedł powoli do domu, zdjął buty, kurtkę. Po 8 godzinach w szkole czuł się gorzej niż wyczerpany. Udał się do nienagannie urządzonej kuchni. Spojrzał na zupę pomidorową, która stała w garnku na kuchence. Ależ ja jestem głodny- pomyślał. Otworzył szafkę, wyjął naczynie i już miał nalać zupę, kiedy ze zdziwieniem zauważył, że wyjął patelnie. Jestem stanowczo zmęczony- stwierdził. Po zjedzeniu maminej zupy wszedł do swojego pokoju i pozwolił swemu ciału swobodnie opaść na łóżko. Leżał i z przerażeniem odkrywał w labiryncie swojego umysłu kolejne rzeczy, których musi się nauczyć. Dużo tego było. Po 2 godzinach nauki stwierdził, że przyda się mała przerwa. Wziął książkę do ręki i położył się na łóżku. Przeczytał 2 strony, po czym jego powieki stały się tak ciężkie, że nie był wstanie z nimi walczyć, więc uległ.
Obudził się o północy. Na biurku nadal paliła się lampka, a sterty książek nadal były rozłożone. Przebrał się w piżamę i udał się spać. Nie wiedział ,że ta chwila zmieni jego życie.
Otworzył powoli senne oczy. Na początku nic nie widział, coś go oślepiało. Usłyszał za to szmery i wołanie, krzyki i rozkazy. Rozkazy…
-Lewa flanka jest kryta przez łuczników! - zakrzyczał donośny głos jakiejś młodej osoby- Pikinierzy do przodu! Niżej te piki! Pamiętajcie, od wschodu szarżuje kawaleria, nie zachodźcie im drogi, bo oni się nie zatrzymują!
Wtedy Sebastian zaczął się przyzwyczajać do oślepiającego światła. To było Słońce, odkrył szybko. Nurtowało go pytanie : „Co się dzieje? ”. Wtedy Słońce przysłoniła chmura. Nawałnica pytań napadła na jego mózg. Stał na wielkim polu. Po prawej rozciągała się ściana starego lasu. Po lewej widział odległe szczyty ośnieżonych gór. Odkrył, że stoi wśród masy żołnierzy. Mieli na sobie lśniące, srebrne, zbroje chroniące korpusy. Nosili skórzane naramienniki. Nagolenniki broniły ich piszczele przed uszkodzeniami. Był zwieńczone ostrym bolcem, który płynnie przechodził w całość nagolennika. Każdy z wojowników miał hełm, też srebrny, z niebieskimi i złotymi wykończeniami, świecił się w Słońcu tak, jakby sam chciał nim być. Armia uzbrojona w miecze, tarcze, włócznie i halabardy stała naprzeciwko czarnej masy przeciwnika. W tylnich rzędach i na lewej flance krzątali się z wrzawą lekko zbrojni łucznicy. Sebastian wstrzymał oddech. Spojrzał w dół - też był uzbrojony. Dotąd nie zauważył tarczy, którą trzymał. Tarcza była zielono-niebieska z białym, wygrawerowanym na środku smokiem. U pasa zwisał półtoraroczny miecz. Miał on niebieską rękojeść. Jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że ciężar zbroi, miecza i tarczy jest tak niewielki, że całość ekwipunku mógłby podnieść jedna ręką.
Do Sebastiana doszło, że spełnia się jego marzenie – bierze udział w prawdziwej bitwie. Miał świadomość, że to sen, ale w modlił się, żeby mógł walczyć i żeby się nie obudził przed walką. Wizja ta była jednak nadzwyczaj prawdziwa.
Chłopak, a raczej wojownik w tej sytuacji, zaczął się dokładniej rozglądać. Przypatrywał się uzbrojeniu, gdy na jego but spadła kropla potu. Podniósł głowę i spojrzał na właściciela kropli. Stanął jak wryty. U jego boku stał elf. Obrócił się w wokół własnej osi. Wszędzie były elfy! Cóż za wspaniały sen! - krzyknął w duszy. Chwilę pomyślał. Jeśli ja mam takie zbroje i broń jak oni… Szybkim ruchem obrócił głowę i spojrzał w zbroję elfa stojącego przed nim. Sebastian zachwiał się i o mało nie przewrócił. Jego twarz była smukła, oczy lekko skośne, wyraz twarzy dumny. Zdjął hełm… miał szpiczaste uszy. Jestem elfem… – powiedział szeptem sam do siebie.
- Delhter, erte sun felarthi? – zapytał elf stojący po jego prawej stronie, badając uważnie klingę swojego miecza. Sebastian już chciał wypalić- jaki Delhter? jestem Sebastian!- ale ugryzł się w język. Nie wiedział jak to stało, ale rozumiał dokładnie, o co współ-kompan się zapytał. Tak jakby miał słownik elfickiego języka w głowie. Nie przypominał sobie by w którejkolwiek z książek występował taki język, a jednak rozumiał.
- Kleste, sere regrie optetith felarthi! – odparł Sebastian po chwili namysłu. Zżerała go ciekawość z kim i o co walczą, chciał zapytać, ale to wzbudziło by podejrzenia elfa.
Jego przemyślenia przerwał donośny głos dowódcy. Krążył on przed armią, cztery szeregi przed chłopakiem. Dosiadał białego konia z czarną grzywą. Odziany był w złoto-srebrną zbroję i niebiesko-zielony płaszcz. W prawej ręce trzymał miecz, który pokrywały złote runy. Zaczął przemawiać…
- Wojownicy Melleru! Dziś przyjdzie wam stoczyć bój nie za mnie, nie za księcia, nie za złoto! Dziś walczycie o waszą wolność! O wolność waszych rodzin! O to, by wasze dzieci mogły się bawić zabawkami a nie mieczem! Dziś walczycie o swój honor i swoją dumę! Pokarzmy tym szumowinom na co nas stać ! Pokarzmy jak walczy szlachetny ród ! Jak walczą elfy z Melleru! Pokarzmy na co nas stać ! – Tłum zawył z radości. Dopiero teraz, słysząc ten ryk, Sebastian zrozumiał w jakiej ogromnej armii walczy - były ich setki tysięcy.Nastolatek dołączył swój wrzask do paraliżującego huku. Po chwili w przestrzeni nad polanami znów zapanowała cisza.
- Jakie, plugawie bestie skrzyżują dziś z nami klingi? – spytał w powietrze Sebastian, wyraźnie zadowolony ze swojej biegłości elfickiego.
- Drogi Delhterze, byłeś na odprawie? –spytał jasnowłosy elf za nim.
- Emm… co?!- wycedził załamanym głosem Sebastian.
- Widocznie najrozmaitsze trunki zaćmiły twą pamięć. Naszymi wrogami są najróżniejszego pokroju nieumarli - od zombie, przez szkielety, aż po ożywieńców…- szepnął do ucha Sebastianowi elf po jego prawej.
- Zwiadowcy twierdzą, że wspierają ich także górscy-zieloni orkowie… – powiedział elf przed nim, obracając głowę w niewyraźnym grymasie- są potworni - dokończył.
- Mam nadzieje, że orkowie uciekną widząc pogrom nieumarłych – dopowiedział elf po prawej.
Po krótkiej naradzie z podwładnymi dostojny elf na koniu kontynuował podniesienie na duchu swych wojsk.
- Cała szarża i atak przebiegają według ustalonego wcześniej planu! Żadnych zmian! – Sebastian poczuł stos kamieni w żołądku. Był straszenie zagubiony. Nie wiedział nic o rzekomym planie. Szybko się uspokoił, potępiając się w duszy- „tu głupku, przecież to sen”- uśmiechnął się, poczym znów skupił się na słowach przemawiającego- …nie zabiorą nigdy! Elfy! Szarżujmy po wolność i niezależność ! GOTOWOŚĆ ! – w powietrzu uniosło się głośne szuranie. Setki tysięcy elfów wyjęło miecze z pochew. Zastukały tarcze i halabardy. Nastała nieprzerwana cisza. Na horyzoncie czarna masa wroga ruszyła na spotkanie elfom. Nieprzyjaciel zbliżał się nieubłaganie szybko. Od tupotu milionów nóg zadrżała ziemia.
- LETRIS MELLER! HETIHT! HEEEETIHT! – zawył dowódca kierując ręką, w której trzymał miecz, w stronę wroga.
W powietrze wzbił się huku, jeszcze głośniejszy od owego podczas przemowy. Każdy elf krzyczał najgłośniej jak umiał. Sebastianowi dodawało to otuchy, poczuł jedność celu. Wspólny cel. Razem z elfami. Ruszył, by go osiągnąć.
Sebastian biegł ile sił w nogach. Od wroga dzieliło ich jeszcze około 150 metrów, kiedy przez wrzaski i okrzyki, przebił się odgłos wybuchu. Sebastiana i elfów wyprzedziły przelatujące nad nimi kule ognia. Spojrzał w tył. Dziesięć metrów za nim, na koniach, jechało sześciu magów. Dostojnie galopowali wraz z wojskiem. Ich szaty rozwiane pędem jazdy sprawiały wrażenie, jakby ich właściciele byli więksi. Ogień uderzył we wroga, tworząc w jego szeregach sześć, wielkich jak dom, dziur. Elfy wpadli w jeszcze większą euforię i szaleńczy zapał do boju. Ułamek sekundy po reakcji całej armii, nad ich głowami, ze złośliwym szelestem, przeleciał grad strzał i położył dwie pierwsze linie wroga.
BUM!
Dwie siły się zderzyły. Uniosła się gigantyczna chmura pyłu. Dookoła słychać było krzyki, trzask stali o stal, łamanie tarczy i kości oraz głośne lamenty o pomoc medyka. Z początku Sebastian nic nie widział. Ale niewiarygodnie szybko linia styczności obu armii zbliżyła się do niego. Zacisnął jeszcze mocniej prawą dłoń na rękojeści miecza. Z paranoicznym gardłowym wrzaskiem rzucił się na wroga.
Pierwszy jego ofiarą padł ożywieniec. Sebastian sparował jego cios i ugodził upiora prosto w miejsce gdzie powinno być serce. Wróg padł. Dwa zombie z nożami spojrzało no niego, jak na przekąskę. Poprawił tarczę i przygotował się na atak. Pierwszy potwór zaatakował, drugi potknął się o trupa. Zombie zamachnął się nożem. Sebastian obronił atak tarczą z taka siłą, że ręka nieprzyjaciela oderwała się od reszty tego ,co nie bardzo przypominało ciało. Chłopak wykonał obrót i pozbawił zombie głowy natychmiast rozglądając się za drugim, ten jednak leżał już martwy. Potem wspólnie z jakimś elfem zmagał się z chmarą szkieletów. Niezwykle łatwo przychodziło mu je unicestwiać. Gdy poczuł przypływ energii, po prostu w nie wbiegł, poczym chaotycznie maczał rękoma. Słyszał dookoła siebie tylko trzask łamanych kości. Jednak chwilę później zalało go osłabienie. Wtedy jeden z wrogów zamachnął się kolczastym morgensternem. Sebastian w ostatniej chwili uniósł tarczę, ale cios był tak silny, że ocalała tylko jej połowa.
Walczył już ponad pół godziny.
W bitewnym chaosie nie był wstanie stwierdzić kto ma przewagę i jak wysoką. Poczuł falę bólu idącą od nóg aż po głowę. Wycofał się dwadzieścia metrów w głąb sprzymierzeńców. Starając się uspokoić oddech, zauważył około dziesięć elfów, które krzątali się w około kupki zbrój. Sebastian podszedł bliżej przyglądając się z zaciekawieniem. Jeden z elfów zawołał do chłopaka:
- Delther, przyłącz się do nas! – krzyknął podbiegając i próbując uniknąć zderzana z biegnącymi elfami. Sebastiana zastanawiało skąd elfowie znali jego imię ze snu - Choć, przestańmy się z nimi cackać, niech poczują nasze ostrza! Razem z bractwem Iletihne zaczynamy forrtien! - Sebastian nie wiedział co zrobić, więc wykonał najbardziej wymowny gest. Przytaknął. Elf uśmiechnął się, jakby zaraz miał ugodzić znienawidzonego wroga. Wyjął sztylet. Chłopak mimowolnie odstąpił krok w tył.
-He, nie bój się – zaśmiał się elf.
-Nie boje się, Heriwalonie. Lecz wiedz, że często bardziej winniśmy bać się przyjaciół aniżeli wrogów…– Sebastian był zaskoczony tym co sam powiedział. Skąd on może znać imię elfa? I jak nawet o tym nie myśląc palnął coś takiego to przecież mogło urazić elfa.
- Święte słowa mój druhu, ale ja nie jestem twym przyjacielem… jestem twym bratem… - Sebastian wybałuszył oczy. Ten sen ta jakaś porażka! Ja nie mam brata. A tu mi owego przydzielili. Już chciał odpowiedzieć, lecz Heriwalon go wyprzedził – …wszyscy elfowie to bracia – chłopakowi ulżyło. Choć może nie powinno. Elf dwoma ruchami noża odciął wszystkie rzemyki trzymające zbroję. Sebastian stał spokojnie, nie ruszając się. Heriwalon rzucił jego resztki tarczy jakiemuś biegnącemu elfowi- Łap! Przyda ci się! – wojownik kiwnął głową, pochwycił tarczę i pobiegł dalej.
Sebastian z Heriwalonem podbiegli do grupy elfów, tak samo jak oni, pozbawionych zbroi, mieli na sobie tylko zielone lub niebieskie tuniki. Oprócz dwóch elfów i Sebastiana wszyscy mieli długie rozpuszczone włosy. Jeden z nich kiwnął głową. Heriwalon zawołał krzątającego się przy rannych maga. Ten przyszedł. Mag dzierżył w rękach długą jak on sam laskę. Była wykonana z drewna. Dół laski zdobił metalowy szpikulec, brudny od krwi i ziemi. Z pod ostrego czuba wychodziło namalowane starannie pnącze, owijało się dwa razy w około laski i kończyło podłużnym liściem. Górna część broni była inna. Na metalowej nasadce umieszczony był lśniący, niebieski, sześciokątny kamień szlachetny. W około niego znajdował się duże jak wiadro koło. Przytwierdzone było do kija i otaczało kamień. Z zewnątrz idealnie zaostrzone. Pięć kątów kamienia połączonych było z obręczą niebieskimi liniami , które wyglądały jak miniaturowe błyskawice. Wyglądało to jakby to one sprawiały, iż czerwony kamień trzyma się w miejscu.
Mag uniósł broń. Szepnął pod nosem kilka słów. Kryształ się zaświecił. Nagle poczuł się niezwykle lekko. Elfy dobyły mieczy i obróciły się w stronę wroga. Sebastian chciał zapytać o co chodzi. Podskoczył lekko i … uniósł się na metr. To wzbudziło w nim wielka euforię.
- HETIHT! – wrzasnął Heriwalon. Grupa dwunastu elfów ruszyła ku centrum walk.
Wszyscy skoczyli z całych sił. Napastnicy wzbili się w powietrze i niczym rzucone kamienie lecieli dziesięć metrów, po czym z łoskotem spadli na wrogów. Sebastian starał się robić to co bractwo i ich kompani. Elfy bez zbroi skakały, odbijały się od jednego wroga nogami, łamiąc mu żebra, by lecąc pozbawić dwóch innych głów. Praktycznie cały czas byli oni w powietrzu. Sebastian także wyprawiał akrobacje. Odbił się od ziemi i lecąc dziesięć metrów nad wrogami skierował miecz ku ziemi. Zostawił za sobą pas martwych, nieruchomych ciał. Potem biegał po głowach wrogów łamiąc przy tym karki, bądź tnąc po nich. Nieumarli bezskutecznie unosili w górę broń, by ranić czonków forrtien.
Przystanął na chwile by odpocząć. Zeskoczył do tylnich rzędów. Rozejrzał się dookoła. Wszędzie, gdzie nie spojrzeć, panowała agonia. Śmierć zbierała swój plon. Przerażony dopiero teraz spostrzegł, że biega po błocie. I nie było to błoto spowodowane wodą… Zrobiło mu się niedobrze. Nagle szala przechyliła się na korzyść nieumarłych.
BUM… DUM DUM DUMMM … BUM… DUM DUM DUMMM …
Zadudniły bębny… Wśród obydwu armii nastąpiło poruszenie. Nikt nie wiedział co się dzieje. W głębi duszy każdy elf spodziewał się najgorszego scenariuszu. Ale żaden z nich wolał się nie odzywać. Po chwili oczom elfów ukazały się zielone, trzy-metrowe sylwetki górskich orków. Było ich około pięćdziesięciu. Magowie nawoływali do stawienia oporu. HUK. Kule ognia uderzyły w pobliże biegnących potworów, ale żadnego z nich nie raniły. Orkowie posiadali jedynie narzuconą przepaskę, walczyli bez zbroi. Dzierżyli topory, wielkie, dwuręczne miecze, maczugi, kije, tarcze i ostrza, które wyglądały jak przedłużenie ręki.
Sebastian rzucił się od przodu chcąc skoczyć za jednego z orków i ugodzić go w gigantyczne, zielone plecy. Leciał pełen zachwytu, starając się zaskoczyć wroga. Orkowie jednak to nie bezmyślne stwory do zabijania, jak nieumarli. Wróg uniósł topór za głowę. Gdy Sebastian przelatywał ponad nim, po prawej stronie, ork wymierzył cios. Topór z makabryczną siłą trafił chłopaka w pierś. Ten odrzucony siłą uderzenia, wpadł w grupkę elfów. Czuł niewyobrażalny ból, ciało przebite na wylot i zmasakrowane żebra, płuca, serce. Wszystko było zamazane. Słyszał tylko zwalniające bicie serca. Ciemność. Cisza. Ból.
Otworzył oczy. Nic nie widział. Nie było już bólu.
- Ja nie mogę… To tylko sen…- sapnął do siebie Sebastian- to… to tylko sen… - Leżał w łóżku, we własnym pokoju ogarniętym ciemnością nocy. Dotknął czoła. Na ręce pozostał gorący pot - zginąłem… ale genialny sen… jak o tym opowiem Andrzejowi…
Sebastian zamknął oczy i uspokajając oddech, zasnął.
***
-Sebastian! Znów spóźnisz się na basen! – krzyczała matka chłopaka.
- No… juuuuuż wstaję- odparł ziewając. Usiadł na łóżku, przeciągnął się i uśmiechnął - na myśl o tym co mu się śniło. Poczłapał do łazienki. Wszedł, obmył twarz. Zdjął koszulę od piżamy. Uniósł głowę i upadł z łoskotem na szafkę, która stała za nim. Wstał i roztarł zraniony łokieć. Spojrzał jeszcze raz. Przetarł oczy. Nie było zmian. Przez jego klatkę piersiową, od lewego barku aż po prawe, dwunaste żebro, rozciągała się szeroka, jasna blizna. Wyglądała jakby miał ją od zawsze. Powoli uniósł rękę. Dotknął jej. Była prawdziwa. Przerażony opadł na sedes. Okrył twarz w dłoniach…
- Jezu, co mi się stało ? Ratunku… - szeptał Sebastian- Ratunku…
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Delhter, erte sun felarthi - Delhter, Boisz się?
Kleste, sere regrie optetith felarthi! - Nie, moja odwaga zwycięża strach!
LETRIS MELLER! HETIHT! HEEEETIHT! - Wojownicy Melleru! Atak! Aaaatak!
Forrtien- w sensie dosłownym latanie, latać , latający
ROZDZIAŁ II
Nieprzespane noce
Sebastian po pięciu minutach otrząsnął się z szoku. Kąpał się, a w jego głowie kłębiły się pytania, podejrzenia, teorie przypominające lawinę. Z całej
sytuacji wynika , że to mu się nie śniło. Ale przecież elfowie, orkowie i inne rasy oraz potwory, to tylko ludzka wyobraźnia. Jak więc mógł się przenieść do ludzkiej wyobraźni? Poza tym od takiego ciosu z pewnością by zginął. Ale zginał tylko we śnie. W „prawdziwym życiu” ( teraz Sebastian już nie wiedział, co jest prawdziwe, a co nie) miał „zaledwie” bliznę. Wielką bliznę. Jak ona powstała? I jak to się stało, że wygląda jakby chłopak miał ją od lat. Miejsce zranienia go nie bolało. Absurd i niewyobrażalność całej sytuacji niesamowicie go przerażała.
Miał iść dziś na basen. Nie, na pewno na niego nie pójdzie. Utopił by się myśląc o tym co się stało. Poza tym, koledzy, co oni powiedzą jak zobaczą taką bliznę? A CO POWIEDZĄ RODZICE? Trzeba unikać obnażania torsu. Ale co się stanie, jak już rodzice się dowiedzą? Szybko odpędził myśli, musiał przecież wyjść do szkoły, nie mógł budzić podejrzeń swoim zachowaniem.
Zszedł na dół. Usiadł na prostym, zielonym krześle w kuchni. Sięgnął po bułkę, ale po chwili ją odłożył – nie miał ochoty na jedzenie. Siedział. Już zaczęły go atakować niezliczone pytania, gdy jego matka odezwała się:
- Nic ci nie jest, jakoś tak marnie wyglądasz? Kartkówka z fizyki? – powiedziała uśmiechając się.
- Nie, wszystko ok. – skłamał niezbyt wiarygodnym głosem.
- Och, przecież widzę, że coś cię trapi… no mów… może dziewczyna?
- Mamo, przestań… Nic mi nie jest… ja… - sam zwątpił w te słowa, ale musiał coś powiedzieć- ja… po prostu jest zła pogoda i nienajlepiej się czuję…- Matka spojrzała nie niego, potem na okno. Dopiero teraz Sebastian spostrzegł swój idiotyczny błąd. Przez kuchenne okno wlewały się obficie promienie Słońca. Nie był wstanie trzeźwo myśleć. Spojrzał na zegarek. Jeszcze dwadzieścia minut do autobusu.
- Idę do szkoły! Pa mamo! – powiedział porywając plecak i chwytając klamkę drzwi wyjściowych.
- Jak to? Już? Autobus masz za dwadzieścia minut! A śniadanie? – szybko odpowiedział matka.
- Jadę wcześniejszym, obiecałem Andrzejowi… Pa! – skłamał Sebastian (Andrzej był na wyjeździe w górach) i zamknął za sobą drzwi.
Szedł szybkim krokiem. Mijał kolejne budowle na osiedlu domków jednorodzinnych. Kiedy doszedł na przystanek podjechał autobus. Sebastian usiadł w nim po prawej stronie, przy oknie. Oparł głowę o szybę i zaczął rozmyślać. Co teraz będzie? Jaką wiązankę kłamstw będzie musiał przedstawić rodzicom? Przecież nie uwierzą w to, co by im powiedział. A może jednak powiedzieć prawdę? Wtedy wezmą go za świra i wyślą do wariatkowa. Jechał patrząc na przechodniów, samochody, i uliczny gwar. Napadło go wtedy pytanie. Czy ktoś jeszcze przeżył coś podobnego? Nie, to głupie. Jeśli nawet tak było, to na pewno osoba ta nie chwaliła by się takim przeżyciem na forum.
Na przystanku, na którym zawsze się przesiada Sebastian, nie wyszedł. Na przystanku przy szkole też tego nie zrobił. Myślał.
Od godziny dziewiątej do piętnastej jeździł tym autobusem. Odbywał całą trasę, nie wysiadał, nie zmieniał miejsca, nie odrywał głowy opartej o szybę. Siedział i starał się odeprzeć nawałnice pytań.
W końcu kierowca, wysiadając na dworcu, żeby zapalić papierosa, spytał Sebastiana z ciekawością:
- Synku, wszystko w porządku? Coś ci jest? – patrzał na niego, po chwili usiadł na siedzeniu obok. Sebastian oderwał głowę od szyby. Spojrzał na pytającego.
- Nie… chyba nie… w każdym razie nic mi nie powinno być… - odparł prawie szeptem.
- Hmm… - mężczyzna o siwo-czarnych włosach nic nie mówił. Spojrzał się przez okno. Sebastiana ogarnęła nagła ochota zwierzania się komuś z tego, co go spotkało.
- Wie pan… - zaczął
- Tak…
- Spotkało mnie coś strasznie… dziwnego… Śnił mi się bardzo realistyczny sen, a jego skutki odczuwam na jawie…
- Mój drogi – ty po prostu lunatykowałeś! I teraz odczuwasz tego skutki, to normalne! – odparł po chwili namysłu kierowca pewnym siebie głosem.
- Nie… nie mogłem lunatykować… to miejsce w którym byłem jest wręcz… niemożliwe…
- Powiedz mi dokładnie, moja córka też twierdziła, że coś takiego miała. – Sebastiana zalał nagła fala nadziei. Może nie tylko jemu coś takiego się zdarzyło.
- No… od czego zacząć – wydukał chłopak niepewny tego co ma mówić- wie pan co to jest fantasy? Elfy, krasnoludy, te sprawy? – rozpoczął.
- Tak, tak… wiem… byłem na tym… no … władcy naszyjników czy jak mu tam…
- Władcy Pierścieni…
- O! Właśnie! – mężczyzna wyjął chusteczkę i wydmuchał nos – przepraszam…
- W każdym razie śniło mi się, że jestem elfem, na bitwie… – staruszek uśmiechnął się w krzywym grymasie. Sebastian nie zwracając na niego uwagi kontynuował- Walczyłem, aż w końcu wróg powalił mnie ciosem w klatkę piersiową. Obudziłem się i wszystko było w porządku. Dopiero rano zauważyłem, że mam ba piersi bliznę… - skończył wzdychając. Kierowca spojrzał na niego z ukosa. Sebastian spodziewał się gorszej reakcji, śmiechu, albo czegoś takiego.
- Dziwne… Niestety, nie mogę ci pomóc. Ty niczego nie paliłeś - uśmiechnął się - w przeciwieństwie do mojej córki - dodał ze smutkiem. Chłopak oparł głowę na rękach. Po chwili namysłu ją podniósł. Kierowca siedział już z przodu i odpalił autobus. Potem krzyknął przez pustą maszynę:
- Ja bym na twoim miejscu poszedł do lekarza! – autobus ruszył.
Sebastian wysiadł przy parku. Potem do niego wszedł, usiadł na ławce i zaczął tonąć w pytaniach oraz nadal nie pojawiających się odpowiedziach. Może to dobry pomysł, żeby pójść do lekarza? Ale do kogo? Psychiatry?
Sebastian wrócił do domu. Przywitał się z ojcem, którego nie wiedział rano i poszedł do swojego pokoju. Zamknął drzwi. Położył się na nie pościelonym łóżku. Spojrzał w biały sufit. Gdyby były jeszcze jakieś ślady, oprócz jego pamięci i nieszczęsnej blizny, które świadczyły by o tym, że lunatykował, ale ich nie było. Może chodził we śnie, a widział zupełnie inny obraz. Ale jak blizna mogłaby tak szybko się zagoić?
Zerwał się z łóżka. Tego jeszcze nie sprawdzał! Odrzucił pościel. Miał nadzieje znaleźć ślady krwi, świadczące o ranie którą mu zadano. Kołdra i prześcieradło czyste. W geście załamania opuścił ręce. Powrotem położył się na łóżku.
Całą noc czytał książkę i pisał referat na biologię. Nie spał. Bał się zasnąć.
Rano wyszedł do szkoły, ale tym razem do niej poszedł. Trudno mu było skupić się na wiązaniach kowalencyjnych i elektronach. Po powrocie ze szkoły kończył referat i uczył się na następny dzień. W nocy też. Znowu nie położył się spać. Wypił trzy kawy, byle tylko nie zasnąć.
Następnego dnia w szkole ledwo trzymał się na nogach, ale gdy tylko przymykał oczy jego wewnętrzne ja krzyczało: NIE! I dalej słuchał wywodów o funkcjach liniowych.
Gdy wrócił do domu, zrobił sobie kawę, która od trzech dni była jego jedynym napojem. Rodzice jakoś nie przejmowali się dziwnym zachowaniem syna. Wręcz się cieszyli – „no nareszcie zaczął się uczyć”. Ale prawda była taka, że małą cześć czasu przesiedzianą nad książkami, uczył się. Nadal głowił się nad rozwikłaniem zagadki, którą zadało mu życie. Kiedy pytania i brak odpowiedzi przerastały go czytał szkolną lekturę.
***
Poczuł dotyk świadomości.
- choroba! Zasnąłem… - powiedział sam do siebie. Prawą ręką próbował wymacać na biurku książki. Nie było ich. Włożył palce do słoiczka z wodą… Słoik z wodą? Nieeee - pomyślał Sebastian. Zaryzykował. Podniósł głowę i uniósł powieki. Jego oczom ukazał się mały, dziwnie wystrojony, pokój. W kącie, na drewnianej podłodze, stała mała szafka. Sebastian dopiero teraz zauważył, że prawą rękę wsadził do kałamarza, z którego wylewał się inkaust. Na rozwiniętym, nie zapisanym do końca, pergaminie leżało gęsie pióro. Chłopak przeczytał tytuł pergaminu. „Uprzejma prośba o zwolnienie z służby wojskowej”. Z ciekowością zaczął czytać dalej. Już po dwóch linijkach tekstu ktoś mu przerwał:
- Terdon! Choć! Narąb drwa na opał! – zawołał kobiecy głos. Sebastian się załamał. Znowu ma inne imię. Zbadał swoje uszy i twarz. Nie był elfem. Był sobą, przynajmniej z wyglądu.
- Synu! Odpowiadaj gdy matka cię o cos prosi!- krzyknął dobrotliwie gruby, męski głos.
- Ta… tak… już idę! – Odparł chłopak niezbyt pewnym tonem.
Wyszedł z pokoju i korytarzem wydostał się z chaty. Domek stał na pagórku. Górki i dolinki otaczały cały teren dookoła. Przed sobą ujrzał wielkie jezioro. Z nim rozpościerał się las. Nie młoda kobieta pielęgnowała grządki w małym ogródku. A jego ojciec, jak wnioskował, siedział na bujanym fotelu i popalał fajkę. Miał on krótka brodę i był potężnie zbudowany. Mężczyzna wskazał fajką siekierę wbitą w pieniek.
- No, dalej młody, bo w nocy nas przymrozi, hehe – zaśmiał się mężczyzna. Sebastian chwycił za siekierę i zaczął rąbać drewno ułożone w wielki stos oparty o ścianę chaty.
Zaczął gorączkowo myśleć, póki miał zajęcie i nie musiał rozmawiać z otaczającymi go osobami. Głowił się nad tym, czy obudzi się tylko jeśli zginie? Może powinien się zabić, tak aby nie został żaden ślad. Może się utopić? Co ja gadam?! – krzyknął w myślach zdenerwowany na siebie Sebastian – przecież… nie, o nie… muszę znaleźć inne rozwiązanie, ale jak?
Rąbał drewno, szukając odpowiedzi, już od piętnastu minut. Nagle za swoimi plecami Sebastian usłyszał głos jakiejś młodej osoby.
- Tato! Tato! W mieście bardowie opowiadają, że Mellerowie, elfy z Melleru, pokonały armię Otyntiusa pod lasami Qiin Derten, mimo tego, że nieumarłych wspierali górscy-zieloni! – Krzyczała w niebogłosy dziewczyna. Była średniego wzrostu, o długich czarnych włosach. Z jej dużych, brązowych, pięknych oczu, kapały łzy. Sebastian wiedział, że mowa o bitwie, w której brał udział. Pomimo strasznych jej skutków, cieszył się, iż przyczynił się do zwycięstwa. Oznaczało to, że świat z obydwóch snów był ze sobą powiązany. Chłopak skończył rozmyślać, ponieważ dziewczyna znowu się odezwała:
– Tato! Słyszysz! – ojciec nic nie mówił. Przestał się bujać. Sebastian wbił siekierę w pień i przyglądał się całej sytuacji.
- Cieszę się, że zwyciężyli, pamiętaj jednak, że to tylko jedna bitwa, nie wojna – odezwał się, pouczając córkę, ojciec.
- Ale zwyciężyli! I to się liczy! Terdonie, nie uważasz, że jest to wielkie zwycięstwo?! – spojrzała na niego oczami, które głośno wołały o pomoc.
- E… Raduje mnie to ogromnie – odpowiedział Sebastian – jestem jednak pewien, że elfowie odnieśli znaczne straty… sam to przecież widziałem – dodał po chwili szeptem – a jaki czas temu odnieśli zwycięstwo?- powiedział mówiąc już normalnie.
- Trzy mie…
- Co powiedziałeś?! – przerwał, córce z wyrzutem mężczyzna, stając na równe nogi.
- No… nic, że sam już o tym gadałem – wydukał Sebastian.
- Przestań kłamać w żywe oczy! Jeszcze słyszę!– zeskoczył z werandy na której stał bujany fotel – czyli jednak byłeś na południu! Wyraźnie zaznaczyłem, że NIE MASZ SIĘ TAM SZWENDAĆ ! Miałeś odwiedzić tylko przyjaciela! Tymczasem znów zamarzyło ci się zostać bohaterem?! Nigdy nim nie będziesz! Jesteś TYLKO człowiekiem! – wrzeszczał ojciec. Matka uklęknęła i zaczęła płakać w dłonie. Córka zbliżyła się do ojca.
- Ojcze, nie unoś się… daj mu coś powiedzieć – zaczęła łagodnie dziewczyna.
- Clinte, proszę, zostaw męskie sprawy mężczyznom! – powiedział nie odwracając nawet głowy, ale nadal wpatrując się w przerażonego chłopaka.
- Ojcze – z trudem wydusił z siebie taki zwrot – ja… ja nie do końca wszystko rozumiem – powiedział szczerze Sebastian.
- Czego niby nie rozumiesz?! Wiesz co to jest woja?! NIE! Nie wiesz! – skoczył ku Sebastianowi. Stanął z nim twarzą w twarz – synu… to ja byłem strażnikiem, nie ty. Walka nie jest jak hodowla, nie jest jak pielęgnacja grządek, nie jest jak polowanie…- Ojciec chwycił Sebastiana za ramiona, a potem mocno przycisnął do siebie i płacząc powiedział – synu, ja po prostu nie chce cię stracić… nie, nigdy… a tym bardziej nie w tak głupi sposób – Sebastian także objął ojca.
Matka wstała i weszła do chaty. Clinte przytuliła się do starego strażnika, który puścił chłopaka. Potem podeszła do Sebastiana. On jednak postanowił zaryzykować i pobiegł za ojcem zostawiając siostrę przed chatą.
- Ojcze! Poczekaj. Muszę ci cos powiedzieć. Ja po prostu nie wiem co tu się dzieje! Nie należę do tego świata! Mam inną rodzinę! Nie znam was w ogóle! Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi! - krzyknął patrząc w niebo rozkładając ręce. Mężczyzna nic nie powiedział.
Godzinę później Sebastian jechał powozem razem z ojcem. Zobaczyli przed sobą bramy miasta. Chłopaka bolały już ręce. Był związany i zakneblowany. Ojciec bez problemu poradził sobie z wątłą siłą chłopaka. Jak powiedział wcześniej stary strażnik - jechali do miejscowego znachora.
Koń zatrzymał się przed wyremontowaną chatą. Nad drzwiami wysiała tabliczka głosząca: „ Gernon – znachor”. Drzwi otworzył im niski staruszek.
- Witam cię drogi Melesto! – odezwał się znachor.
- Witaj Gernonie. Mam przykrą sprawę. Młodzieniec opowiada brednie. Plecie głupstwa, że jest nie z tego świata i że mnie nie zna.
- Acha, miałem kilka podobnych przypadków, ale… - wdrapał się na stołek i sięgnął po małą fiolkę z półki. Zdmuchnął z niej sporą warstwę kurzu– …ale to zawsze pomoże! Połóż go na stole i zdejmij knebel – ojciec wykonał polecenie.
-ZOSTAWCIE MNIE W SPOKOJU! – wrzasnął Sebastian. Gernon Chwycił jego szczękę lewą ręką tak mocno, że chłopak otworzył ją mimowolnie, wydając krótki jęk bólu.
Krople substancji spadały do jego gardła, jak katowski miecz na niewinną głowę. Kiedy rozbryzgały się w jego gardle, przeszyła go fala gorąca. Ciemność.
Ocknął się upadając na podłogę razem z krzesłem. Rozejrzał się. Leżał przy biurku. W swoim pokoju. Rozluźnił mięśnie – jego głowa cicho uderzyła w podłogę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Środa 22:20:37, 11 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
OTO MAPA DO OPOWIADANIA< TROCHE SIĘ ŁADUJE... Miłego uzycie wiedzy z geografii:)
[link widoczny dla zalogowanych][/img]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kplogo
forumus władus

Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Środa 23:09:40, 11 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
a gdzie 3 rozdziałek?? umieść go też tutaj
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Środa 23:11:12, 11 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
ino skończe, właśnie pisze... dokładnie teraz, mam otwartego worda...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kplogo
forumus władus

Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Środa 23:12:59, 11 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
Zarąbista mapka juz to gdzies pisalem :p cos nie wierze że góry sam narysowałeś
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Środa 23:18:40, 11 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
serio serio! moja siostra może potwierdzic...
>>>>>>>>>>EDIT<<<<<<<<<<<<<<<<<<
Zamieszczam 3 rozdział, który przed sekundka skończyłem, uwaga jest ponad dwa razy dłuższy...
ROZDZIAŁ III
Powrót
Sebastiana definitywnie skończyło „TO” denerwować… Teraz był na „TO” wściekły. Nie wiedział, kogo o to wszystko winić. Siebie nie, przynajmniej tak uważał. Gdy spojrzał na zegarek okazało się, że spał niespełna pięć minut. Jedno było pewne – nie wyspał się, więc nadal czuł się strasznie senny. Chwycił plastikowy stojak na długopisy i cisnął nim w ścianę. Kawałki ofiary gniewu nastolatka roztrysnęły się po całym pokoju. Nie wyżył się. Był zupełnie zdezorientowany. Nie wiedział, co robić. Ledwo stawiał czoła atakującej ze wszech stron chęci snu.
- Co tu się dzieje? Co to za chaaaaaałasy? – ziewnęła matka Sebastiana wchodząc do pokoju.
- Zasnąłem przy książkach i strąciłem ten zbiór długopisów – wskazał ręką na odłamki plastiku, które zasiewały całą podłogę.
- Coś ostatnio pilnie się uczysz… Aż tak źle z nauką? – zadała niewygodne dla Sebastiana pytanie matka.
- Mam olimpiadę z… z fizyki – powiedział, po czym mocno pacnął ręką w czoło – CO? – spytał się sam siebie.
- Olimpiadę z fizyki? Wybacz… ale TY?!
- Nie… z gegry, bo jest prosta – chłopak nie panował do końca nad tym co mówi. Jego myśli uciekały do tego co przed chwilą go spotkało.
- Jest prosta, więc od dwóch dni tylko się uczysz? Sebastian, jestem twoją mamą i wiedzę, że coś jest nie tak… mów o co chodzi… tylko szczerze… i tak wiem kiedy kłamiesz…
- W prawdę i tak nie uwierzysz…
- Mimo wszystko nalegam – powiedziała kobieta i usiadła na łóżku.
- Okej… okej… - na twarzy Sebastiana pojawił się grymas skupienia. Nie bez powodu. Z całych sił starał się myśleć tylko o pierwszym śnie, a nie od „przybranej rodzinie”. Zaczął opowiadać. Głowa słuchaczki oparta była na rękach wspartych o kolana. Po dłuższej chwili skończył.
- No i? W czym problem?! – podsumowała z pewnym wyrzutem matka.
- W tym! – Sebastian chwycił krańce koszulki i krótkim szarpnięciem ją zdjął.
Kobieta wstała i zapaliła lampę sufitową. Otworzyła szeroko oczy. Po czym rzuciła:
- Kto ci to zrobił?!
- No… ymh… wychodzi na to, że ork – odparł Sebastian ściszając głos.
- Nie opowiadaj bredni! Po szkole chodzą tacy bandyci? Ja się jutro wybiorę do tego dyrektora od siedmiu boleści i mu pokarzę, co jego kochani uczniowie ci zrobili!
- Mamo! To nikt, ze szkoły, nikt z miasta, nikt stąd, nikt z tego świata…
- Jesteś zmęczony, połóż się spać!
- MAMO! – krzyknął budząc z pewnością ojca – zrozum! To mi się stało trzy dni temu… w zasadzie… trzy noce temu. Przecież widziałaś mnie niecały tydzień temu na basenie! Nie miałem blizny… a w sześć dni by się nie zagoiła…
- Sebastian… nie wiem co o tym myśleć… Teraz idź spać. Ja pewnie nie zasnę… pomyślę co zrobić. Pójdziemy jutro do lekarza. Albo do wróżki. – powiedziała załamana.
- Co?! Nie no, od razu do egzorcysty!
- Może i jest to jakiś pomysł! Nie do wiary co się na tym świecie dzieje! – zakończyła rozmowę matka chłopaka.
Sebastian przebrał się w piżamę i położył się na łóżku. Znowu bał się zasnąć. Nie wiedział, co go spotka. Nie był już niczego pewny. Może rozmowa z matką też mu się przyśniła? O tak! Proszę! I może to był tylko sen o śnie!
Obudził go blask Słońca. Ruszył nogą. Po jego prawej stronie stała nieugięta ściana - jak u niego w pokoju! Otworzy lewe oko. Na suficie wisiała mapa Europy i duży szyld „no dres - no stres”. Tak to mógł być tylko i wyłącznie jego pokój. Pół biedy – pomyślał. Żadnych niespodzianek zza świata. Ale drugie pół biedy istniało. Nocna rozmowa z mamą i to co było jej przyczyną wcale mu się nie śniło.
Umył się i ubrał. Zszedł na dół. Matkę zastał w kuchni. Oparta o stół piła kawę. Sebastian usiadł i zaczął jeść przygotowane śniadanie.
- Już ustaliłam. Jedziemy do lekarza – zaczęła kobieta odstawiając kubek na blat.
- Tak? Jakiego i kiedy?
- Zaraz, do psychiatry, a potem do chirurga.
- Yy… Co? Do chirurga?
- Zapłacę za operację plastyczną… byle się tego poz…
- JA NIE JESTEM MODLEKĄ! – przerwał jej Sebastian. Matka puściła tą uwagę mimo uszu.
- Pozbyć… nawet śladu nie będzie… - powiedziała akcentując „nie będzie”.
Sebastian był okropnie zdenerwowany. Nie tą operacją. Może i wolałby, żeby blizna zniknęła, ale chętniej pozbył by się tego co nęka go nocą.
Po dziesięciu minutach jechali już samochodem. Dojechali na skrzyżowanie. Po prawej, ponad licznymi budynkami wyrastała kościelna wieża. Po lewej stronie stała tablica z dużym napisem : „Dr. Martusiak – profesjonalne porady psychiatryczne. Również w nietypowych sytuacjach”. Skręcili w prawo.
- MAMO! Mówiłaś, że do lekarza!
- Lekarz nic tu nie zdziała!
Sebastian chciał odpowiedzieć matce, lecz obraz mu się zamazał…
Odleciał…
***
Wydawało mu się jakby pływał w próżni. To trwało kilka sekund. Nagle poczuł pod sobą grunt. Stanął, ale nie na długo. Łup. Padł bezwładnie na ziemie, nie mogąc złapać równowagi. Jakieś dwie osoby podniosły go do pionu. W około zagrzmiały wiwaty, oklaski i okrzyki radości. Wszechobecny aplauz strasznie go zaskoczył. Przełamał się. Uniósł powieki.
Stał pośrodku wielkiej sali otoczonej, grubymi, jak stuletnie drzewa kolumnami. Dokoła niego szalała z radości jakaś społeczność. Dużo z nich trzymało wysokie laski. Z metalowym okręgiem na czubku. W nim umieszczony był kamień. Każdy innego koloru. Sebastian szybko poznał ten oręż. Stoi wśród magów. Ktoś przekrzyczał euforię:
- Puśćcie go! – średniego wzrostu człowiek maszerował ku chłopakowi. – Wy nie rozumiecie jaki to szok! – wykrzyknął obracając się wokół własnej osi- Chodź chłopcze – powiedział mężczyzna patrząc mu w oczy – chodź za mną! O nic nie pytaj.
Przewodnik przecisnął się przez tłum gapiów. Doszedł do drzwi. Otworzył. Weszli do środka. Mężczyzna zaryglował je halabardą. Przez kolejne kilka minut szli w górę krętymi schodami. Zdawały się one ciągnąć w nieskończoność. Sebastian nie wytrzymał:
- Ale o co chodzi?! – podniósł głos, prawie biegnąc za obcym.
- Zaraz! – odpowiedział chłodno.
W końcu weszli do jakiejś komnaty. Był tam kominek, obrazy zdobiące ściany, stolik z napojami i owocami i kilka dużych siedzisk, które już na pierwszy rzut oka zdawały się być bardzo wygodne.
- Proszę, siadaj. – wskazał mężczyzna na kanapę. Miał na sobie prostą tunikę. Na jego twarzy rysowała się powaga, duma i zmęczenie. Chłopak ocenił jego wiek na około czterdziestu pięciu lat. Mężczyzna miał jasne włosy, w śród których pojawiały się nitki siwizny. Był wysoki. Mężczyzna sięgnął po butelkę i nalał do kubka płynu. Podał go Sebastianowi – masz, poczujesz się lepiej… Skup się, bo to będzie trudne… Okej? – Chłopka skinął głową – Słuchaj… Nie… Najpierw… Jak masz na imię?- mężczyzna był ewidentnie zdenerwowany i roztrzęsiony. Jego pytanie ucieszyło nastolatka - wreszcie ma swoje imię.
- Sebastian – powiedział powoli, jakby chciał wytłumaczyć to słowo.
- Witaj Sebastianie! Więc… Cała ta sprawa jest strasznie trudna. Dwa razy byłeś już w tym świecie. Prawda?
- No, na to wygląda.
- Nie będę owijał w bawełnę. Ściągnęliśmy cię do naszego świata. Tym razem na bardzo długi czas. Ludzie z waszego świata mają potężną moc magiczną, ale nie wiedzą jak ją wykorzystać. Było kilku którzy już prawie odkryli to co trzeba, ale spłonęli na stosie. Mamy problemy, a ty jako człowiek z tamtego świata, możesz nam pomóc je rozwiązać. Wiem, że to trudne i na razie nie wiesz, co tu się dzieje. Zaraz pójdę po pierwszego maga – on mi pomorze wszystko wytłumaczyć. – skończył dość niejasno tłumaczyć mężczyzna. Chłopak nic nie zrozumiał.
- Nie wiem o co chodzi- przyznał Sebastian – ale chciałbym chociaż wiedzieć z kim rozmawiam.
- A, przepraszam cię, jestem Refor. Też pochodzę z naszego świata, dlatego ja wyrwałem cię z tego dzikiego tłumu, chciałem ci to wyjaśnić, choć może nie do końca mi się to udało.
- Zaraz! Poczekaj – Sebastian zatrzymał Refora otwierającego drzwi – usiądź. Chce o coś spytać.
- Tak?
- Kiedy cię tu ściągnęli? Skąd pochodzisz? Czy tylko my tu jesteśmy? – puścił serię pytań nastolatek.
- Powoli. Tak, jesteśmy sami, jedyni z naszego świata. Drugie. Co tam było? Acha! No, ja jestem, a w zasadzie byłem, Niemcem. Jestem tu od około stu pięćdziesięciu tutejszych lat. A ty? Kim jesteś?
- Ja? No, z Polski.
- Żartujesz!
- Nie…
- Przecież tego kraju miało nie być!
- Chyba się nie rozumiemy.
- Nadal jest wojna?! – wstał Refor, który zdecydowanie się ożywił.
- Yy, która? Druga wojna światowa skończyła się pięćdziesiąt lat temu…
- Nie do wiary! Wiesz… Ja z polakami walczyłem. Kiedy mnie tutaj przeniosło, czekaliśmy w okopach na kontratak Rosjan! Znaczy, że Hitler przegrał?
- To pan był Wermachtowcem?... W każdym razie- tak, faszyści przegrali- ponieśli klęskę.
- Nie mów do mnie pan, jestem Refor. Tak, niestety…byłem w Wermachcie… No nic, będziemy mieli o czym rozmawiać! Słuchaj, idę po Serfilira, pierwszego maga – powiedział i wyszedł.
Sebastian został w pomieszczeniu sam. Oparł się ścianę. Czyli jednak - drugi świat. Jego głowę atakowały rozmaite pytania. Znów nie mógł się od nich opędzić, jak rankiem, po „wizycie” na bitwie. Pił napój, który dał mu Refor. Rzeczywiście, było mu lepiej. Czuł się rozluźniony, choć to dość nie naturalne zachowanie w takiej sytuacji. Atak na jego głowę ustępował. I na dodatek spotkał starego Niemca. No właśnie! On powinien być staruszkiem! Ale nie jest. Mówił, że jest tu od stu pięćdziesięciu lat, a wygląda na maksymalnie sześćdziesiąt. Coś tu nie gra – pomyślał Sebastian.
Rozglądnął się po pomieszczeniu. W kominku trzaskało paląc się drewno. Unosiła się woń sosny. Na ścianie wysiała tarcza, która była bardzo stara i widać po niej było, że kiedyś służyła nie jako ozdoba, ale jako ochrona na bitwach. Była cała niebieska. Obok tarczy krzyżowały się dwie halabardy. Dopiero teraz Sebastian zauważył wielki obraz na ścianie. Scena przedstawiała spotkanie przedstawicieli różnych ras. Na samym środku, na marmurowym podeście, leżał szafir wielkości wołu. Dotykało go pięć postaci. Po ich stroju widać było, że to królowie. Elf, człowiek, krasnolud, ork i goblin. Każdy położył na kamieniu prawą rękę. Szafir się świecił. Zebrani przedstawiciele klęczeli dookoła składających, jak wywnioskował Sebastian, przysięgę. Nadal nie mógł uwierzyć. Sączył ten niezwykły płyn i nie czuł się ani podniecony ani przerażony całą tą sytuacją. Siedział sobie, jak gdyby nigdy nic, w tej komnacie i interpretował obraz. To było dziwne uczucie.
- … i zakazywać takich zachowań! – kończył wypowiedź Refor otwierając szeroko drzwi i wpuszczając przodem maga. – Sebastianie – spojrzał na niego – to jest Serfilir, pierwszy mag.
- Witaj Sebatonie! Postaram się odpowiedzieć na nękające cię pytania i wszystko wyjaśnić – powiedział elf. Miał na sobie białą szatę z domieszkami niebieskiego. Jego prawie białe włosy opadały na delikatne ramiona. Serfilir wyglądał bardzo dumnie. Na jego twarzy pisała się mądrość. Skośne oczy spoglądały przyjaźnie na Sebastiana . Trzymał laskę, taka samą jak magowie podczas bitwy pod lasami Qiin Derten.
- Witaj Serfilirze! Wybacz, że śmiem cię poprawiać ale me imię brzmi Sebastian.
- Wybacz.
- Może usiądziemy? Czeka nas długa rozmowa – wtrącił Refor.
- Owszem, spocznijmy – odrzekł elf.
Usiedli. Na stole stał owy przedziwny napój i wysokie szklanki. Mag zaczął:
- Sebastianie… Od dłuższego czasu staramy się ściągnąć jakiegoś człowieka z innego świata. Mieliśmy z tym duże problemy. W końcu złapaliśmy właśnie ciebie za skraj twej szaty, można powiedzieć. Najpotężniejsi magowie zebrali się by przenieść cię do nas. Pierwsza próba była kompletnie nieudana. Przywołaliśmy tylko twoją duszę, która na dodatek weszła do tak nieodpowiedniego ciała, w tak nieodpowiednim miejscu. Za to w imieniu wszystkich magów i każdego innego, który przyłożył o tego rękę, chciałbym cię przeprosić – powiedział Serfilir, poczym wstał i głęboko się ukłonił. Sebastian nie zareagował – Druga próba… Kolejny tragiczny błąd. Nie wiem gdzie tym razem cię ściągnęliśmy, nie zdążyliśmy się dowiedzieć. Spodziewam się, że i tym razem przysporzyliśmy ci kłopotów. Znów prosimy cię o wybaczenie – wstał i znów się ukłonił – Za trzecim razem udało nam się, jak zresztą sam widzisz. Z pomocą leśnych magów, uzyskaliśmy taką moc byś pojawił się razem ze swoim ciałem tu, przy nas. I za to co teraz zrobiliśmy, chciałbym cię najbardziej przeprosić… już teraz – elf uklęknął przed Sebastianem, a potem pokłonił się, niczym marny sługa.
- Wstań… to krępujące – mag posłuchał – Wiedz, że pierwsza „wizyta”, jeśli można tak to nazwać, była z jednej strony lepsza, a z jednej gorsza. Lepsza, ponieważ od zawsze marzyłem walczyć podczas prawdziwej bitwy. Ale niestety… Dostałem też pamiątkę... – mag skupił wzrok na chłopaku, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi. Sebastian zdjął koszulę.
- A tak… Delhter zginął, choć dzielnie wojowałeś jego ciałem.
- Znaczy… że ja go zabiłem? – spytał Sebastian z niedowierzaniem.
- Niestety tak- twoja dusza zalazła się w jego ciele. Po śmierci ciała zerwaliśmy kontakt i wróciłeś do swego ciała.
- Tak mi przykro. Mogłem zostać na tyłach, a nie rzucać się z największy bój! – uniósł głos, jakby chciał się skarcić. Spojrzał w ziemię.
- Nie martw się… Lepiej łyknij hentaru – Refor podał mu naczynie z niezwykłym napojem.
- Za drugim razem ktoś usilnie chciał zerwać kontakt, że musieliśmy mu ulec. Co to było? Co się działo? – zagadnął po chwili Serfilir.
- Byłem jakim człowiekiem. W rodzinnym domu. Kiedy zacząłem tłumaczyć ojcu, że nie wiem co się dzieje, a taka była prawda, ten zawiózł mnie do pobliskiego znachora. To on pod przymusem dął mi jakieś krople. To chyba to – wzruszył ramionami. Mag zmarszczył brwi.
- Tak, to musiało być to..
- Dobra… Ale o co chodzi?! – nie wytrzymał Sebastian.
- Ludzie z twego świata, mimo iż nie zdają sobie z tego sprawy, posiadają wielką moc, moc która jest zdecydowanie silniejsza od naszych najznakomitszych magów. Znajdujemy się w bardzo niebezpiecznej sytuacji, dlatego zdecydowaliśmy się zaryzykować utratę na sile, aby ściągnąć kogoś takiego jak ty. Teraz mamy szanse na stawienie oporu.
- To… to znaczy… że ja tu zostanę?! – zajęczał chłopak.
- No na to wygląda… – wyprzedził Serfilira Refor.
- A dom? Rodzina? Przyjaciele?... a moje ciało? Ja po prostu zniknąłem?
- Dlatego cię przepraszam i proszę o wybaczenie… nie wiemy co się dokładnie z tobą stało w tamtym świecie. Kilku magów ma teorię, że tutejsze wasze ciała są, jak lustrzane odbicia. Pierwowzór nadal jest tam, u was. Ciało Refora pewnie już umarło… - spojrzał na mężczyznę, który uśmiechnął się szeroko, ewidentnie tym faktem rozbawiony – wybacz mi, więcej pytań i odpowiedzi później. Muszę iść uspokoić ten rozszalały tłum na dole. Bardzo się cieszą. Jesteś ich nadzieją… żegnaj… - Serfilir wstał i wyszedł z komnaty.
Sebastian był spokojny. Jego emocje zostały ujarzmione przeciwnym trunkiem. Przemyślał powoli to, co powiedział elf. Znalazł kilka pomysłów na rozwinięcie się całej sytuacji. Siedział nie zwracając uwagi na Refora. On też był zajęty własnym umysłem. Gdy nastała idealna cisza, „Pan Nadzieja Tutejszego Świata”, jak sam się określił, odprężył się i wsłuchał w to co mówi mu sumienie. Spokój przerwał , cichy i niewyraźny, odbijający się echem, odgłos euforii.
- No to co było dalej? – Odezwał się stary Niemiec.
- Jak co było dalej?
- Jak przybyłem był 1941 rok – co było dalej… proszę opowiedz!
- Myślę, że to ja powinienem żądać wyjaśnień!... Dobrze powiem, ale potem będziemy tu siedzieli tak długo, aż nie odpowiesz na wszystkie moje pytania!
- No… dobra, spróbuję. No, mów już! – powiedział Refor, siadając jak dziecko, czekające na opowiadaną przez dziadka bajkę.
Sebastian przez ponad dwie godziny streszczał Reforowi historię nowożytną. Mężczyzna co jakiś czas podskakiwał, wytrzeszczał oczy lub kiwał głową z niedowierzaniem. Czterdzieści minut zajęło chłopakowi przekonanie słuchacza, że komputery naprawdę istnieją i że jest coś takiego, jak przenośny, wielkości dłoni telefon bez kabli. Przez następną godzinę padały pytania- od; „o co chodzi z tą klawiaturą?” aż do; „jak to, na Księżycu?”. W końcu nastąpił długo wyczekiwany przez Sebastiana moment. Refor nie zadał pytania już od minuty - siedział zagubiony w odmętach swego umysłu.
- To teraz ty… Ty powiedz mi co się dzieje – rzekł po chwili Sebastian – wytłumacz mi to wszystko.
- Myślę, że powinienem zacząć od początku, czyli od historii – jego wzrok powędrował gdzieś daleko. Patrzał nieprzerwanie w ścianę – Na księżycu… - Mruknął pod nosem nadal wpatrując się w przestrzeń. Po minucie zniecierpliwiony Sebastian szturchnął Refora.
- Tak, tak! Historia… A więc…
- Nie zaczyna się od „więc”- przerwał chłopak. Mężczyzna mówił dalej.
- Nikt nie wie, ani nigdzie nie jest zapisane, jak powstał Palmiter, czyli nasz kontynent. Nikt nie spisał, jak znalazły się, tu wszystkie rasy. Co nowy odkrywca - to nowa teoria. Jest ich już tyle, że współcześni przestali się tym interesować, ponieważ to do niczego nie prowadzi. Badamy jedno. To zdarzenie zapisali uczeni wszystkich ras – wskazał obraz, któremu wcześniej przyglądał się Sebastian – Lerte Yessêy. Wielka Przysięga. Złożyli ja przywódcy pięciu ras, w imieniu swoim i narodu. Elf, człowiek, krasnolud, ork i goblin. Pakt pokoju. Każdy przysięgał nienaruszenie dóbr innych państw, zgodność i współpracę. Było tak ponad tysiąc lat. „Aż padło między ludy jabłko niezgody”. Wszystkie armie spotkały się u stóp Gerlidów Wschodnich. Nikt nie wie, dlaczego. Wystarczyła mała iskra. Stało się. Masakra rozgrywała się przez prawie miesiąc. Zbocza gór spłynęły krwią, która po dziś dzień trwa na kamieniach. Nikt nie wygrał, nikt nie przegrał. Nastały czasy ciemne, czasy, w których pokój był terminem mało komu znanym. Wątłe sojusze pękały jak najsłabsza nić. Było tak tysiące lat. Każda z ras gdzieś się ukryła. Za każdym razem, gdy już wydawało się, że jest szansa na porozumienie, coś się działo i znów wybuchała wojna. W końcu utworzyły się dwa obozy; elfy i ludzie kontra orkowie i gobliny. Krasnoludy schowały się w górach i atakowały raz jednych, raz drugich. Ale żadna ze stron nie ośmieliła się zejść w podziemia, do serca gór. Narody straciły prawie połowę swojej populacji. Najgorzej mieli ludzie – zginęło ich ponad sześćdziesiąt procent. Po bitwie każda rasa starała się na nowo zbudować potęgę. Nawet elfy robiły to kosztem swojej dumy i honoru. Nikt nie mówił o związkach i żonach. Mężczyzn było jak na lekarstwo. To był okres zwany „repotęgą”. Potem nadszedł jeszcze gorszy czas, jest nadal, przybył Otyntius. Nikt nie wie skąd. Potężny mag. Używa nie znanej nam magii. Sam nazywa się Nekromantą Otyntiusem. Wskrzesza potwory i demony, by ponownie stanęły do boju. Szybko przejął kontrolę nad goblinami i orkami. Szpiedzy donoszą, że tyran działa im na nerwy, ale nie mogą się od niego uwolnić. Z drugiej strony, nie chcą z nami pertraktować – pociągnął łyk z wysokiej szklanki – Jesteśmy w trudnej sytuacji. Elf z człowiekiem się dogada, ale stare waśnie nadal żyją, tlą się w ich sercach, dlatego unikają sprzeczek, bo każda z nich mogłaby doprowadzić do zerwania sojuszu, a to doprowadziło by to katastrofy. Każda dyskusja na wysokim szczeblu jest bardzo sztywna i nieszczera – mówią tak, aby tylko się nie pokłócić.
- Ale co się stało, że doszło do tej gigantycznej bitwy? – zagadnął
- I to jest właśnie cel owych badań i poszukiwań. Dwa rody elfów od dekad zajmują się rozwiązaniem zagadki. Przysięgły chronić rezultatów i mówić o nich tylko księciu. Niestety, na razie nic wielkiego nie odkryli, znaleźli zaledwie kilka poszlak. Od siedmiu wieków pomaga im, wyznaczony przez ich króla, ludzki ród. Krążą plotki, a w zasadzie legendy, że każdy król dowiedział się o bogactwach, o skarbie ukrytym w górach i o chroniącym go niebezpieczeństwie. Przez chciwość straciliśmy pokój mimo, iż złoto i tak nie było nikomu potrzebne.
- Dobra, coś czuję, że całą historię i tak będę poznawał w toku wydarzeń. Co zatem stanie się teraz?
- Masz w sobie wielką moc. Jak ja zresztą – uśmiechnął się Refor. – jak się oswoisz, to wyślą cię na poszukiwania. Obyś jak najszybciej znalazł swój Ellirth.
- Ellirth? Poszukiwania? – Sebastian wykrzywił twarz.
- Każdy obdarzony darem posługiwania się magią, w odpowiednim wieku, wysyłany jest na poszukiwania. Samotną wędrówkę, by znaleźć Ellirth, który będzie należał tylko do niego. Jest to kamień , któ…
- Który każdy mag ma w lasce? – przerwał słuchacz
- Tak, między innymi. Więcej o używaniu magii powiedzą ci nauczyciele. Jedno jest pewne – nie zostaniesz magiem.
- Dlaczego, skoro podobno jestem nadzieją i „bombą mocy”?
- Elfy twardo trzymają się zasad i tradycji. Tylko prawdziwy elf może zostać magiem.
- To pójdę do ludzi! Tam zrobią mnie magiem.
- Nie, ludzie mają znikomą moc magiczną. Jeśli ktoś ją posiada to zostaje najwyżej znachorem lub medykiem. Poza tym, tam nie miałby kto cię nauczyć władania czarami.
- Acha… No nic… Pozostaje mi tylko czekać na rozwój sytuacji – wsparł się rękoma o kolana i wstał.
- A gdzie ty się wybierasz?! Jeszcze jedno! Uważaj, bo elfy to przedziwne istoty. Mieszkam tu od dawna i nadal nie pojmuje wszystkich ich zachowań. Są bardzo zmienne. Zmieniają zdanie ot tak. Najpierw prawią ci komplementy, a chwilę później rzucają obelgi. Bądź ostrożny co mówisz.
- No idziemy… gdzieś… oprowadzisz mnie po zamku – Powiedział Sebastian, któremu nogi zdrętwiały od ciągłego siedzenia.
- Dobrze, chodźmy zatem – Refor wstał i otworzył drzwi. Sebastian dopił resztkę napoju i odstawił szklankę. Był przy wyjściu, kiedy stanął w połowie kroku. Wykonał krótki obrót na pięcie i podszedł do stolika. Nalał całą szklankę, po czym z nią wyszedł.
- Na razie wolę uspokajać emocje, bo nie wiem, co się stanie jak je uwolnię – powiedział chłopak. Refor się uśmiechnął.
Ruszyli schodami w dół. Zeszli tylko cztery piętra i skręcili w długi korytarz.
- Chyba powinienem zadać pytanie – powiedział z niepewnością Sebastian.
- Słucham? Postaram się odpowiedzieć.
- Gdzie my właściwie jesteśmy? – spojrzał na Refora.
- Znajdujemy się w Ganusis, drugim co do wielkości mieście elfów. „Stolica magii” – tak nazywają to miejsce.
Szli jeszcze kilkanaście minut. W końcu stanęli przed dużymi drzwiami. Refor pchnął je do środka. Stali na małym, mogącym zmieścić kilkanaście osób, balkonie. Pod nim rozpościerała się gigantyczna sala. Słońce wpadało do pomieszczenia przez wysokie, od podłogi do sufitu, okna i odbijało się od marmurowej podłogi. Było ich osiem. Naprzeciwko balkonu, po drugiej stronie sali znajdowały się duże, dwu-skrzydłowe drzwi.
- Tutaj odbywają się najważniejsze uroczystości. Od koronacji aż po wesela. Na tym balkonie zasiada Książe i jego najbliżsi – mówił Refor – jeśli jest potrzeba, stawiają stoły. Gdy przybywa teatr, budują scenę. To miejsce może stać się nawet placem na turniej walki.
- Reforze, wybacz, ale bardziej chodziło mi o odwiedzanie tutejszych mieszkańców i poznanie miejsc, które są interesujące – powiedział Sebastian z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Masz racje. Szczerze to… to chciałem tylko zyskać na czasie i powstrzymać twoje pytania, bo niedługo idziesz spotkać się z księciem! – odpowiedział Refor najwyraźniej także rozbawiony sytuacją.
- Z księciem? A gdzie król?
- Elfy od zawsze miały tylko księcia. Po prostu nie mają takiej osoby jak król.
- Acha. Czy władza księcia różni się od wła…
- Do licha! Zapomniałbym! Chodź, szybko! – przerwał chłopakowi Refor i puścił się biegiem. Sebastian dogonił go po chwili.
- Co się stało?! – przełknął ślinę – o co chodzi?!
- Zapomniałem zupełnie o ubraniu i kąpieli! – Mężczyzna nie zwalniał. Chłopak dopiero teraz zauważył, że nadal ma na sobie koszulę i jeansy.
Po chwili weszli do komnaty, do której prowadziły małe, błękitne drzwiczki. Weszli. Na białej ścianie przemontowane były wieszaki, a na środku stały ławy.
- Zdejmuj te łachy. Tam – wskazał małe przejście w ścianie – jest łaźnia. Wykąp się porządnie! Ja zaraz wrócę i przyniosę coś bardziej pasującego na taka okazję.
- Ale… Refor, czy tam są elfy?
- Nie wiem, być może. Nie zjedzą cię! Wskakuj. – podsumował mężczyzna i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Sebastian wykonał polecenie. Schylając się wszedł do łaźni. Pomieszczenie było kwadratowe. Jedna ściana była z samego szkła. Słońce przedzierało się przez wielki obłok pary. Powili zanurzył się w gorącej wodzie. Woda pachniała świeżymi kwiatami i lasem. Po drugiej stronie dwa głosy rozmawiały o czymś gorączkowo. Sebastian wolał się nie ujawniać. Z resztą ani oni jego ani on ich nie widział, dzięki parze wodnej. Umył się dokładnie i już zamierzał wyjść.
- Czy słyszałeś, drogi przyjacielu, że istota zza świata przybyła, podobno, by nas ocalić. – powiedział jeden z kąpiących się głośno. Sebastian wiedział, że to do niego.
- Tak… tak, doszły mnie słuchy.
- Rad z tego jesteś, czy potępiasz decyzję Serfilira?
- Uważam, iż słusznie postąpił, on może na pomóc – odpowiedział chłopak udawając znawcę.
- Ja nie jestem pewien czy to był dobry pomysł, ale wszystko pokarze czas – powiedział głos.
- Zapewne – odpowiedział, krótko Sebastian.
- Do zobaczenia na kolacji, mój przyjacielu – krzyknął za chłopakiem głos, gdy ten już wychodził.
- Do zobaczenia.
Siedział okryty ręcznikiem przez chwilę, po czym wszedł Refor.
- Wybacz, że tak wolno, ale nie mogłem znaleźć odpowiedniej tuniki. Masz, przymierz – powiedział sapiąc mężczyzna. Sebastian założył ubranie. Spojrzał na świeżo założony strój. Niebieska tunika z białym, wyhaftowanym smokiem.
Dziesięć minut później stali już przed wejściem do sali tronowej. Pilnowały go dwa go dwa elfy z książęcej gwardii. Trzymały wypolerowane halabardy. Ich zbroja mieniła się światłem odbijającym się od stali i złota. Nic nie mówiły. Sebastian był zdenerwowany. Krople potu gęsto zasiały się na jego czole. Z dala usłyszeli tupot nóg. Ktoś biegł w ich stronę. Strażnicy w ułamku sekundy odstąpili od drzwi i stanęli na spotkanie potencjalnemu napastnikowi. Uklęknęli, a halabardy ustawili pod kątem. Zza rogu wyłonił się zadyszany elf. Sebastian starał się po wyglądzie ocenić jego stan majątkowy, ale mu się nie udało. Z pewnością nie był to chłop.
- Panie! Panie! Mój dom moja rodzina! Panie pomórz! – krzyczał przybysz.
- Stój! Książe ma teraz ważniejszego gościa! Nie wejdziesz – odwrzasnął jeden z gwardzistów.
- Kiedy ja muszę z jego wysokościom pomówić! – powiedział błagalnym tonem.
- Przykro nam, będziesz musiał poczekać.
- A z kim teraz będzie rozmawiał?! – rzucił pytanie elf.
- Zapraszam, Książe z niecierpliwością czeka na twe przybycie – powiedział elf w długich szatach, który właśnie wyłonił się zza drzwi sali tronowej – zapraszam – wykonał zachęcający gest.
- Panie! – krzyknął do Sebastiana już prawie płaczący elf – Proszę pozwól mi spotkać się z księciem!
Biedak, wpuszczę go – pomyślał chłopak. W tej chwili Refor chwycił go za ramię i pociągnął za sobą do księcia, ale chłopak stawił opór. Oparty na nieprzepuszczających go strażnikach, elf spojrzał w oczy Sebastiana. Chłopakowi zrobiło się strasznie smutno. Po policzku nieznajomego spłynęła łza.
- No chodź! – krzyknął Refor i szarpnął mocniej chłopaka.
Długa komnata wsparta była na rzędzie kolumn. Na każdej z nich zwisał podłużny sztandar, a właściwie flaga. Każda przedstawiała jakiś symbol, niekiedy postacie lub zwierzęta. Daleko przed nimi, około stu metrów, stał książę. Obok niego kilka sług oraz pierwszy mag – Serfilir. Sebastian zdziwił się bardzo, bo sala tronowa powinna, jak sama nazwa wskazuje, posiadać tron. Tu owego nie było.
- Nie stresuj się, książę to porządny facet. Można z nim pogadać – szepnął Refor uśmiechając się.
- Nie rozumiem, podobno nie jesteśmy w stolicy, więc co tu robi książę? – zapytał lekko zdezoriętowany chłopak.
- Przyjechał tu ze swojego zamku by przywitać się z tobą osobiście.
- Rozumiem – odparł Sebastian. Po sekundzie odezwał się władca.
- Witaj Reforze i ty, nowa nadziejo Melleru. Ja, książę Iliah witam was.
- Witaj panie – odpowiedział towarzysz chłopaka. Książę spojrzał na Sebastiana. A ten szybko się opamiętał.
- Witaj panie – powiedział i ukłonił się głęboko.
- Nie ma co rozpoczynać pogawędki bez dobrej przegryzki i łyka wina! – entuzjastycznie powiedział elf i ręką wskazał drzwi po prawej – usiądźmy więc.
Do małej komnaty weszło tylko ich trzech. Pomieszczenie było przytulne i ciepłe. W kominku palił się mały ogień. Usiedli do mieszczącego sześć osób stolika, na którym stała duża butla i trzy kielichy. Na stół wniesiono trzy półmiski. Przyrumienione, dzikie kaczki, pachniały tak pięknie, że trudno było się im oprzeć.
- Qlurthi sentre es fatho – rzekł jeden z służących, gdy napełnił winem ostatnie już naczynie.
- Dlaczego „qlurthi fatho”? – zapytał po chwili milczenia Sebastian.
- Heh – odezwał się książę. Przełknął mięso – to dość młode powiedzenia. Niespełna pół wieku temu, właściciel gildii kupieckiej, nie Lubiny zbytnio przez społeczeństwo, udławił się strawą i zmarł biedaczysko. Teraz elfy życzą odmiennego, niż bogacza losu, przy okazji naśmiewając się z jego łapczywości. – skończył i nabił widelcem sałatę – Cóż, – ciągnął dalej – myślę, że na oficjalnym powitaniu, które odbędzie się jutro nadamy ci nowe imię. Możesz je sobie wybrać, w granicach rozsądku oczywiście. Masz czas do jutra. Ewentualnie, jeśli będziesz długo się zastanawiał podasz mi je już na samej ceremonii. Zaraz wydam polecenie służbie i dostaniesz odpowiednią komnatę. Prawdopodobnie we wschodniej części zamku. Rzecz jasna pomieszczenie takie będzie na ciebie czekało w każdym z naszych miast.
- Dziękuję za tak wielką gościnność – odparł Sebastian. Chłopak spostrzegł, że władca elfów jest strasznie gadatliwy. To dobra czy zła cecha władcy? Rozmyślania przerwał Iliah.
- Od jutra, tuż po ceremonii i darach zaczniesz szkolenie, Refor będzie ci towarzyszył. – książę ugryzł spory kęs kaczki. Jakich darach? – Ale… - urwał znów tok myślowy chłopaka – ciekaw jestem jaką…
- Panie! – dworzanin z hukiem otworzył drzwi – Wybacz, iż przerywać śmiem, lecz jest coś, co z pewnością chciałbyś ujrzeć. – dokończył zdyszany elf.
- Cóż to takiego? – zagadnął Iliah.
- Posłannictwo od ludzi.
- Chodźmy więc wysłuchać go. – powiedział książę, po czym wstał, otarł chustką usta i odłożył ją na stół.
Wyszli na mały balkonik. Oczom Sebastiana pokazało się, w pełnej okazałości, miasto Genesis. Małe, kamienne budyneczki, pokryte dachówkami z płaskich skał, ciągnęły się, aż do widocznych w oddali, murów metropolii. Wybijało się z tego krajobrazu kilka kształtów, większych kształtów. Duży dziedziniec, gildia magów, która wielkością dorównywała fortecy i olbrzymia gospoda. Brukowane uliczki zasiewały przestrzeń między zabudowaniami. Tuż pod balkonem, na placu stał wyskoki mężczyzna i tłum gapiów.
- Król Therden – zaczął człowiek – posyła ci, drogi książę Melleru, reprezentacyjny i zarazem pierwszy oddział nowej jednostki bojowej. Pewien jest, iż rad będziesz z nowych możliwości. Dołączono także list osobisty – powiedział i wręczył zwój elfowi który podszedł.
- Ukarz zatem ową niespodziankę! – odpowiedział Iliah.
Cała społeczność szeptała i wymieniała krótkie uwagi. Emocje wzrastały. Przez budynki i tłum przebił się pogłos końskich kopyt. Stawał się coraz głośniejszy. Sebastian oszacował, że wierzchowców musi być koło dwadzieścia. Za gapiami zobaczył tylko głowy, odzianych w hełmy mężczyzn. Było ich bardzo dużo. „Coś tu nie gra” – pomyślał. Elfy rozstąpiły się, robiąc miejsce posłańcom. Na brukowany plac wjechały dwa tuziny centaurów dosiadanych przez ludzi. Sebastian nie był specjalnie zaskoczony, już mało co mogło go dziś zaskoczyć. Refor o mało nie wypad przez barierkę. Książę także nie ukrywał zdumienia. O centaurach w Plamiterze krążyły tylko legendy. Nikt wcześniej ich nie widział. Półkonie-połludzie wyglądały przedziwnie. Cztery silne nogi wierzchowca, a zamiast szyi i głowy człowiek, od pasa w górę. Twarda skóra i gęsta sierść płynnie przechodziła w delikatny i goły ludzki naskórek. Cały oddział był wzorowo uzbrojony. Lekkie, acz twarde niczym skała pancerze elfów chroniły cały przód i nogi centaurów. Ich jeźdźcy, dzięki kolczugom, także mogli czuć się bezpieczniej. Ludzki dowódca stanął przed oddziałem.
- Broń! – wydał rozkaz. Każdy wojownik dobył oręża.
- Robi wrażenie… - szepnął Refor.
- I to jakie… - dodał Iliach
Przed kolumnę wystąpił jeden ze zbrojnych. Zarówno człowiek jak i centaur wyjęli każdy po dwa miecze. Ruszyli galopem dookoła placu. W pewnym Momocie jeździec zaczął wymachiwać mieczami. W ślad za nim zrobił to wierzchowiec. Jedno jest pewne – gdyby wróg stanął im na drodze, to nie było by czego zbierać. „Ale kosiarka” – pomyślał Sebastian. Pokaz trwał jeszcze kilka minut. Przedstawiane byłe najrozmaitsze uzbrojenia oraz walka w zwartym szyku. Dowódca krzyknął:
- Za mną! – oddział ruszył w stronę głównego wejścia na zamek.
Cała trójka wróciła do ciepłej komnaty.
- Jestem pełen nadziei. To się nazywa siła, heh. – podzielił się wrażeniami książę. Dopili wino i już mieli wyjść.
- Panie! Czy szykować ucztę dla naszych gości? – spytał służący, który wszedł za nimi.
- A jak myślisz? – Sebastiana rozbawiła ta sytuacja, ponieważ Iliach wypowiedział to jak zwykłe pytanie, bynajmniej nie retorycznie.
- Zapewne tak.
- A więc bierz się do dzieła.- klasnął w ręce władca. Chłopak w porę ugryzł się w język – już chciał powiedzieć „nie zaczyna się od więc”
Weszli z powrotem do sali tronowej. Za nimi znów wpadł elf, ten sam.
- Panie, a co z centaurami? Do stajni? – zapytał. Zupełnie nie wiedział co zrobić.
- Hmm.. dobre pytanie – odparł książę. W tym momencie wszedł człowiek, który dowodził nowym oddziałem. – O! W sama porę – uniósł głos Iliah na powitanie.
- Wita panie. – człowiek głęboko się pokłonił.
- Zaraz pogadamy. Powiedz nam lepiej jak ugościć centaury. W stajni?
- Oj nie! To dla nich największa hańba i zniewaga. Nigdy nie traktuj centaura jak konia. Zjedzą razem z nami, jeśli przeznaczona nam strawa.
- Oczywiście – rzekł książę – Słyszałeś – tym razem zwrócił się do sługi – szykujcie stoły i jadło!
Tymczasem pad zamkowymi wrotami, ludzie i ich towarzysze z legend, składali uzbrojenie do magazynu. Każdy z nich zostawił jednak przy sobie jakąś broń – profilaktyczne. Jeden z centaurów podszedł do niedalekiego straganu z owocami. Sprzedawca spojrzał nań spode łba.
- Poproszę dziesięć jabłek. – odezwał się przybysz. Wyjął sakiewkę – albo nie, piętnaście – zmienił zdanie.
- Świat się kończy… Żeby kucykowi najlepszy towar sprzedawać.
Cel obelgi momentalnie wyjął dwuręczny miecz i przyłożył nim w stoisko, które całe się zawaliło.
- Kucyk zaraz pozbawi cię głowy, zuchwalcze! – podsumował i chwytając jedna ręką całą skrzynkę owoców odszedł. Elficki sprzedawca wstał z ziemi i otrzepał szaty. Objął wzrokiem to co było kiedyś straganem i ruszył uliczką nie mówiąc nic.
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Qlurthi sentre es fatho - Strawy smacznej i zdrowej
fatho - zdrowie, być zdrowym, bez skazy, bez wypadku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Czwartek 20:55:56, 12 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
tak, to się nazywa drużyna, przyjaciele... nikt nawet nie odpisze... nikt sie nie pofatyguje żeby napisać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
profes
komputerus maniakus
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czwartek 21:19:16, 12 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
za dlugie .. nikomu sie nie chce czytac . . ;/
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Czwartek 21:26:18, 12 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
takie już są opowiadania... trochę dłuższe, niż mail...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kplogo
forumus władus

Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
|
Wysłany: Czwartek 21:47:00, 12 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
To masz pecha że nie chce Ci sie przeczytać bo opowiadanko fajne. Paszczaku jak chcesz to moge z tobą podyskutować właśnie czytam 3 część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Czwartek 21:50:41, 12 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
poczeak, aż skończysz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Waluś
forumus głupkus
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/10 Skąd: Różany Potok:/ ale to i tak Umultowo:D
|
Wysłany: Czwartek 22:00:21, 12 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
ale ja sie zgadzam z Profesem.. mi sie niechce czytać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
PaszczaK
forumus offtopus
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/10 Skąd: Wojowniku, nie chcesz wiedzieć, inaczej byś mnie zaatakował, a wtedy zginiesz
|
Wysłany: Czwartek 22:24:35, 12 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
waluś, nie narażaj się
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Waluś
forumus głupkus
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 692
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/10 Skąd: Różany Potok:/ ale to i tak Umultowo:D
|
Wysłany: Czwartek 22:26:54, 12 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
ja tylko wyraziłem swoja oipnie, która co najwyżej może świadczyćo moim lenistwie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
jAjO
forumus władus

Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 1/10
|
Wysłany: Czwartek 22:30:33, 12 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
chyba lepiej jak być dał link i można było z tamtąd ściągnąć twoje wypociny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|